wtorek, 22 czerwca 2021

Rozdział Trzynasty

 Korzystając z tego, że i tak byłam w bibliotece, postanowiłam poszukać czegoś więcej o wróżebniku, który tak bardzo zainspirował moją siostrę. Tak naprawdę, wiedziałam tylko tyle, że jest on jej symbolem, nic więcej. Nie pamiętałam, abyśmy przerabiali je na zajęciach Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, chociaż boleśnie zdawałam sobie sprawę z tego, że Hagrid pomijał wiele rzeczy z materiału, który powinniśmy opanować. Musiałam to przyznać, pomimo mojej ogromnej sympatii do niego. Był świetnym przyjacielem, ale beznadziejnym nauczycielem, jeśli chodzi o przygotowanie do egzaminów.

Wyczytałam, że wróżebniki przepowiadają deszcz, ale także to, że dawniej wierzono, że gdy ktoś je usłyszy, to jest zapowiedzią śmierci. Może to była inspiracja Delphini? Sądząc po jej upodobaniach do mordowania, to by się nawet zgadzało. Wąż Slytherina był już przecież zajęty, nawet pomimo tego, że pochodziła z jego rodu. Czaszka? Też oklepane, tym bardziej że symbol węża z czaszką wykorzystał jej ojciec, więc musiała znaleźć coś innego. Wróżebnik musiał jej w jakiś sposób przypaść do gustu.

Odłożyłam na miejsce książkę i wróciłam na fotel, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Mogłabym się uczyć, ale nie da się uczyć przez cały czas, prawda? Siedziałam przez chwilę w ciszy, a moje myśli swobodnie błądziły i w ogóle ich nie zatrzymywałam. W końcu wzięłam głęboki oddech i przymknęłam oczy. Próbowałam przywołać mało znaczące wspomnienia, chciałam, aby był szczegółowe, dokładne, żeby w razie ewentualnego ataku ze strony Voldemorta bez problemu mogła je podsuwać tak, aby nie spostrzegł, że to moja obrona. Musiałam to dobrze wyćwiczyć i mieć pod ręką (pod myślą?) dużo takich wspomnień, aby nie mógł się przez nie przebić tak jak profesor Snape. Nie chciałam, aby nauczyciel widział to wszystko; atak, dziwną rozmowę z Rudolfem, czy śmierć moich rodziców. Oczywiście mu ufałam, ale wspomnienia i myśli należały do mnie i tylko do mnie.

Może byłam nieco przewrażliwiona i powinnam dziękować Merlinowi za to, że profesor Snape może mi pomagać, zamiast użalać się nad sobą, że zobaczył kilka moich wspomnień, ale mimo wszystko czułam się z tym dziwnie. Pomimo świadomości, że tutaj tak naprawdę tylko jemu mogę w pełni ufać. Jest w Zakonie Feniksa i działa przeciw Voldemortowi, tylko jego jednego mogę być pewna. Bo kto inny mi jeszcze został?

Draco? Zaufałam mu, prawdopodobnie jemu również mogę wierzyć i polegać na nim, a jednak byliśmy wrogami przez wiele lat i przez ten czas wielokrotnie mnie gnębił. Jak mogę być pewna tego, po której jest stronie. To najczarniejszy scenariusz, którego nie zakładam, ale przecież mógł mnie oszukać i robić to wszystko na rozkaz Voldemorta.

Narcyza? Jest miła, ale i słaba i przypodoba się każdemu, w kim widzi nadzieję na odwrócenie swojego losu. Doceniam jej towarzystwo i to, że nie każe mi wciąż uwielbiać Voldemorta, tak jak to robi Bellatriks, ale to tylko tyle. Nie jest godna zaufania.

Rudolf? Jak dziwny jest fakt, że poświęcam temu mężczyźnie jakiekolwiek myśli i to te pozytywne. Nie zapomniałam, że jest okrutnym śmierciożercą, że zabił mnóstwo ludzi i zapewne drugie tyle torturował, ale ma w sobie coś takiego, że nie da się przejść obok niego obojętnie. Jest zagadką, tak jak powiedział Snape, oraz powinnam uważać, tak jak ostrzegał mnie Draco, a jednak intryguje mnie w jakiś sposób. Wydaje się dobrym nauczycielem i choć byłam sceptycznie nastawiona do naszych lekcji, to wierzę, że wyniosę z nich coś więcej, niż tylko to, jak mordować niewinnych ludzi. Czy mogę mu zaufać? W żadnym wypadku!

Jest jeszcze Delphini, wydaje się w porządku. Oczywiście pomijając to, co najgorszego odziedziczyła po rodzicach, czyli zamiłowanie do mordowania i torturowania. Bez tego mogłaby być całkiem fajną siostrą. Nasze relacje zdają się poprawne, jednak nie wiadomo, co chodzi jej po głowie i czy pewnego dnia nie będzie próbowała udusić mnie poduszką, albo przypadkiem wymsknie jej się avada, bo ubzdura sobie, że chce odebrać jej pozycję.

Reszta, którą spotkałam we dworze, była zła do szpiku kości, nawet nie ma co o nich rozmyślać i czego roztrząsać. W tym gnieździe węży nie ma prawie nikogo ludzkiego…

Nagle usłyszałam jakiś hałas i odwróciłam się w jego kierunku, a po kilku chwilach ujrzałam kruczoczarną dziewczynę idącą w moją stronę.

– Hermiono, widziałaś Delphi? – zapytała Agnes.

– Nie spotkałam jej od śniadania – oznajmiłam zgodnie z prawdą.

– Byłyśmy umówione kilka minut temu, ale nie mogę jej nigdzie znaleźć – wyjaśniła. – Miałyśmy wybrać się na zakupy.

– Nie jestem w stanie ci pomóc, Agnes – powiedziałam tylko. – Może wróciła już do siebie? – zasugerowałam.

– Sprawdzę – przystanęła na mój pomysł. Sama podniosłam się z fotela i również za nią podążyłam, aby wrócić do swojego pokoju. – Mam nadzieję, że nie gniewasz się na Pansy, Hermiono – zagadnęła nagle, widząc, że idziemy w tym samym kierunku.

– Pansy od zawsze traktowała mnie, jak wroga – oznajmiłam tylko.

– Jest zazdrosna, że to ty okazałaś się córką Czarnego Pana i o… Malfoya – próbowała bronić siostry. Przemilczałam fakt, że bycie córką morderców nie jest czymś, o czym marzy każda nastolatka. – Nie chcę, żebyście były wrogami.

– Malfoya? – prychnęłam. – Nic mnie z nim nie łączy, to mój kuzyn – wyjaśniłam. Nie dodałam tego, że prędzej Snape zatańczy kankana w różowej szacie, niż pozwolę, aby dorwała Dracona w swoje sidła. On zasługiwał na kogoś więcej, niż na tępą idiotkę, którą była młodsza Parkinson. Miałam nadzieję, że Draco też tak uważał, bo nie chciałabym oglądać Mistrza Eliksirów w takiej odsłonie.

– Ucieszy się, jak jej powiem.

– Agnes, lubię cię w przeciwieństwie do twojej siostry, ale wystarczy, że nie będzie wchodziła mi w drogę – oznajmiłam. Im mniej tej Ślizgonki w moim życiu, tym lepiej.

Dziewczyna nie zdążyła niczego odpowiedzieć, bo zza zakrętu wyszły nagle Delphini i Narcyza, które żywo o czymś dyskutowały.

– Delphini, szukałam cię – powiedziała Agnes z lekkim wyrzutem, na co tamta jedynie wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła.

– Narcyza i Hermiona wybiorą się z nami. Musisz olśnić wszystkich na balu, a to już za dwa tygodnie – stwierdziła moja siostra.

– Za dwa tygodnie będzie bal? – zdumiałam się. Merlinie, czy to właśnie ten bal, na którym miałam być przedstawiona wszystkim śmierciożercom? Nie podobało mi się to, zdecydowanie nie. To będzie zbyt duże natężenie krwiożerczych bestii w jednym miejscu, a ja w ogóle tam nie będę pasować. Pominę milczeniem fakt, że sama niebawem stanę się taką samą bestią, jak oni.

– Oczywiście! Przecież ci mówiłam – oznajmiła.

– To dokąd idziemy, do Madame Malkin? – zapytałam.

– Madame Malkin nie specjalizuje się w sukniach balowych, choć tworzy piękne szaty – odezwała się Narcyza. – Jednak jest kilka odpowiednich sklepów na Pokątnej i Alei Merlina.

– Nigdy nie słyszałam o Alei Merlina – zamyśliłam się. Zastanowiłam się przez chwilę, ale ta nazwa niczego mi nie mówiła.

– Żeby się na nią dostać trzeba przejść przez kawałek Nokturnu, więc niewielu ludzi tam chodzi – wyjaśniła Agnes. – Ale dzięki temu hołota nie zagląda do porządnych sklepów – dodała z wrednym uśmieszkiem. Wolałam nie pytać, kogo uznawała za hołotę.

Po kilku minutach przeteleportowałyśmy się do Londynu i wyruszyłyśmy na zakupy. Nienawidziłam zakupów i wcale nie miałam ochoty wybierać się na żaden bal, ale wiedziałam, że się nie wywinę. Kiedy przemierzałyśmy Pokątną, przez moment wydawało mi się, że mignęła mi ruda czupryna Rona, ale po chwili w tym miejscu nikogo nie ujrzałam. Poczułam się gorzej, bo przypomniałam sobie o liście i dopadło mnie to, jak mój przyjaciel łatwo wykreślił mnie ze swojego życia; tak jakby mnie nie znał i wspólnie spędzone lata nie miały żadnego znaczenia.

– W zasadzie to zajrzałabym na chwilę do Madame Malkin – powiedziała Narcyza, kiedy mijaliśmy sklep.

– To my pójdziemy od razu do Alei Merlina – zarządziła Delphi.

– Dołączę do was za chwilę – zgodziła się kobieta.

– Mogłabym zajrzeć na chwilę do Esów i Floresów? – powiedziałam, bo przypomniało mi się, że we wszystkich książkach o oklumencji był przypis do jednej, której Malfoyowie nie posiadali w swoim zbiorze. Być może tutaj bym ja odnalazła.

– Nie możesz sama chodzić, Hermiono – zaprotestowała natychmiast Delphi.

– Moi rodzice nie żyją, przyjaciele nie chcą mnie znać, niby dokąd miałabym uciec? – zapytałam, przewracając oczami, bo pewnie tego się bała. W zasadzie nawet nie pomyślałam o ucieczce, ale gdybym miała taką możliwość, to dokąd bym się udała, do Hogwartu? Niekoniecznie, skoro Dumbledore chciał, abym była szpiegiem. Więc gdzie mogłabym pójść? Do Weasleyów? Nie wiem, jak zareagowała reszta rodziny Rona.

– Idź Hermiono – powiedziała Narcyza. – Wy możecie iść do Alei Merlina, a ja za chwilę dołączę do Hermiony – dodała.

– Nie podoba mi się to Narcyzo – powiedziała ostro Delphini.

– Nic się nie stanie – dodała, zerkając na mnie.

– Jeśli Hermiona ucieknie, ty za to odpowiesz przed moim ojcem. Ty i Draco – oznajmiła, a potem spojrzała na mnie. – Dostajesz duży kredyt zaufania – patrzyła przez chwilę oceniając, ale nie powiedziała już nic więcej i obie z Agnes oddaliły się w swoją stronę. Spojrzałam na kobietę, która dawała mi nieco wolności. Naprawdę mi tak ufała, że pozwoli mi iść samej do księgarni? Czy to kolejna próba przypodobania się?

– Wiem, że mnie nie zawiedziesz. Widzimy się za kilka minut w Esach i Floresach, Hermiono – oznajmiła z lekkim uśmiechem, a potem przekroczyła próg sklepu Madame Malkin.

Co powinnam zrobić? Iść do księgarni, czy jednak uciec? Rozejrzałam się gorączkowo po ulicy, czy przypadkiem nie ma na niej jakiegoś członka Zakonu Feniksa, jednak nie dostrzegłam żadnej znajomej twarzy. Zaczęłam kierować się w stronę książkowego królestwa, nadal nie będąc zdecydowaną, co powinnam uczynić. Przecież jeśli ucieknę, to zapłaci za to Narcyza i Draco; wierzyłam mojej siostrze w tej kwestii. Nie będę też miała możliwości szpiegowania ich, a przez to osłabiłoby szanse Harry’ego. Nawet jeżeli mnie znienawidził, to zawsze będę po jego stronie i nie mogę na to pozwolić. Na Merlina, nie mogłam teraz uciec, choć miałam do tego doskonałą okazję. Jednak jeśli zostanę, to prawdopodobnie umocnię się także w oczach Delphi i Voldemorta, bo na pewno dotrze to do jego uszu.

Przymknęłam na chwile oczy i wzięłam głęboki oddech. Naprawdę chciałam się wyrwać z tego koszmaru, ale nie mogłam. Chyba miałam to już postanowione; zostaję i idę do księgarni jak gdyby nigdy nic. Dla Harry’ego i pokonania Voldemorta. Nie dotarłam jednak do budynku, ponieważ nagle poczułam, że ktoś chwyta mnie za ramię i ciągnie w zaułek, ale nikogo nie zauważyłam. Nie zdążyłam jednak krzyknąć, czy zareagować w żaden inny sposób, bo poczułam na sobie materiał i dopiero wtedy dostrzegłam, że trzymał mnie… Harry! Harry ukryty pod Peleryną Niewidką, pod którą mnie wciągnął.

– Harry! Co tu robisz?! – zapytałam zaskoczona, ale również ucieszona widokiem przyjaciela. Nie widziałam go, odkąd walczyliśmy w Ministerstwie Magii. Miałam świadomość, że nic mu się nie stało, ale zobaczenie go na własne oczy i przekonanie się o tym, to zupełnie inna sprawa. Wybraniec jednak zrobił coś, czego się nie spodziewałam; przyparł mnie do muru i przytknął różdżkę do gardła.

– Chcę wierzyć, że nas nie zdradziłaś, Hermiono – powiedział. – Naprawdę chcę w to wierzyć, ale nie wykorzystałaś szansy ucieczki, którą właśnie dostałaś – powiedział z wyrzutem. – Słyszałem twoją rozmowę z Malfoy i tymi dziewczynami.

– Harry, to nie tak! – próbowałam się gorączkowo wytłumaczyć, gdy mocniej przyciskał mi różdżkę do gardła. – Nie mogę uciec, inaczej Narcyza i Draco będą torturowani, a ja nie będę mogła ich szpiegować.

– Od kiedy przejmujesz się Malfoyami? To śmierciożercy – warknął.

– Draco mi cały czas pomaga, a Dumbledore chce, abym szpiegowała śmierciożerców i Delphini, bo jej profesor Snape nie jest w stanie szpiegować – wyjaśniłam. – Muszę zrobić wszystko, żebyś miał większe szansy na zabicie Voldemorta.

– Hermiono, na Merlina! Wierzysz Malfoyowi?

– Nie było cię tam, nie masz o niczym pojęcia, a on jedyny mi pomógł. Nikt inny! – broniłam go. To było absurdalne, chroniłam Malfoya przed Harrym; dawnego wroga przed moim przyjacielem.

– Ron uważa, że jesteś zdrajczynią.

– Wysłał mi list, w którym dobitnie oznajmił, że już mnie osądził – rzuciłam z przekąsem.

– Dumbledore zabronił nam się z tobą kontaktować, żebyśmy przypadkiem nie zdradzili jakichś informacji.

– To zrozumiałe, mogą przechwycić listy – przyznałam. – Harry, przecież wiesz, że nigdy bym cię nie zdradziła – dodałam, patrząc na niego. – Jeśli będę posłuszną, to pozwolą mi wrócić do Hogwartu, a tymczasem spróbuję zdobyć tyle informacji, ile się tylko da.

– Nie wiem, co o tym myśleć, Hermiono – powiedział, jednak opuścił różdżkę.

– Co z Ginny, Luną i Nevillem? Snape mówił, że po bitwie w ministerstwie nie stało im się nic poważnego – powiedziałam.

– Nic im nie jest – potwierdził, a ja odetchnęłam z ulgą. Usłyszeć to od Harry’ego, to zupełnie co innego, niż od Snape’a.

– Co robisz na Pokątnej? – zapytałam podejrzliwie.

– Idę do bliźniaków – odparł tylko.

– Narcyza! – powiedziałam, dostrzegając kobietę ponad jego ramieniem. – Powinnam być w księgarni – dodałam. – Muszę iść, Harry.

– Mogłabyś uciec – powiedział.

– Muszę ich szpiegować, Harry – powtórzyłam.

– Chciałbym w to wierzyć, Hermiono, ale nie potrafię – powiedział, a potem zabrał pelerynę i zniknął mi z oczu.

Nie wiedziałam co sądzić o tym spotkaniu, tym bardziej że nie spodziewałam się ujrzeć Harry’ego na Pokątnej. Widziałam, że już mi nie ufał, że nie wiedział co o tym wszystkim sądzić i to było bardzo bolesne. Niby Ron napisał, że nie chcą mnie znać, ale mógł to zrobić wtedy pod wpływem emocji, a teraz musiało minąć trochę czasu, odkąd znają prawdę, a mimo to Harry podchodzi do mnie nieufnie. Tak jakby te wszystkie wspólne lata nic nie znaczyły.

Poczekałam na Narcyzę przed budynkiem księgarni i lekko uśmiechnęłam się na jej widok. Miałam nadzieję, że wyglądałam normalnie, że nie widać po mnie, jak bardzo wstrząsnęła mną rozmowa z przyjacielem. Narcyza nie może wiedzieć, że z nim rozmawiałam.

– Jesteś, Hermiono – powiedziała. – Nic nie kupiłaś?

– Nie znalazłam tego, czego szukałam – powiedziałam tylko.

Obie z Narcyzą udałyśmy się w stronę Alei Merlina, która w zasadzie nie wiedziałam, gdzie jest. Minęłyśmy Bank Gringotta, przeszłyśmy przez ceglany przedsionek taki, jak jest w Dziurawym Kotle, a moim oczom ukazała się ulica Śmiertelnego Nokturnu. Nigdy na niej nie byłam, słyszałam tylko, jak Harry opowiadał, że jest ciemna i nieprzyjemna; trafił tu przypadkiem po pierwszym roku, ale wtedy byliśmy dziećmi. Wiedziałam, że jest niebezpieczna, ale nie sprawiała tak strasznego wrażenia, jak sobie ją wyobrażałam. Rzeczywiście była ciemniejsza, ale tu większość sklepów była po prostu szara, pozbawione kolorowych szyldów. Bruk miejscami porastały rośliny, a przy przewróconym śmietniku dostrzegłam szczury.

– Tutaj, Hermiono – usłyszałam głos Narcyzy i gdy spojrzałam w kierunku, w którym skręcała, dostrzegłam kolejny ceglany przedsionek, a za nim roztaczała się ulica bardzo zbliżona wyglądem do Pokątnej. – Witaj na Alei Merlina – powiedziała z uśmiechem Narcyza.

Aleja Merlina wydawała się większa i szersza, a budynki jakby wyższe. Witryny sklepowe były kolorowe, ale równocześnie eleganckie, niekrzykliwe. Minęliśmy siedzibę tygodnika Czarownica, dalej była kawiarenka, która na pierwszy rzut oka wyglądała na urokliwą.

– Najpierw tutaj – zarządziła Narcyza, ciągnąc mnie do sklepu, który na szyldzie miał wygrawerowany złoty napis Lui Mag, a za witryny widoczne były piękne długie suknie.

– Pani Malfoy, wygląda pani kwitnąco – usłyszałam od razu. – W czym mogę Paniom służyć? – ekspedientka natychmiast do nas przybiegła z przymilnym uśmiechem.

– Potrzebujemy sukni na bal dla tej młodej damy – powiedziała Narcyza i wskazała na mnie. Ekspedientka zmierzyła mnie wzrokiem i zabrała nas w głąb sklepu.

– Czy ma Panienka jakieś życzenia co do koloru albo fasonu? – zapytała, szukając czegoś na wieszaku.

– Myślę, że chciałabym coś skromnego i stonowanego – powiedziałam.

– W żadnym wypadku, Hermiono. Musisz wszystkich olśnić i twój ojciec nie może się ciebie wstydzić – Narcyza od razu zanegował moje słowa, a obsługująca nas dziewczyna patrzyła to na mnie, to na starszą kobietę nie bardzo wiedząc, co powinna zrobić.

– Niech będzie coś pomiędzy – skapitulowałam. Nie zamierzałam się z nią kłócić.

– Dobrze – powiedziała kobieta, a potem machnęła różdżką i magiczny centymetr od razu zaczął mnie mierzyć, a samonotujące pióro wszystko zapisywało. – Niech panienka przymierzy tą – powiedziała pracownica i podała mi długą tiulową suknię koloru pudrowego różu. Bez słowa ją wzięłam i poszłam do przymierzalni, jednak zanim ją włożyłam, już wiedziałam, że jej nie chcę. Na dole miała kwiaty z cyrkoni i mnóstwo brokatu, który się wszędzie sypał. To zdecydowanie nie mój styl.

– Nie podoba mi się – powiedziałam od razu, gdy wyszłam z przymierzalni pokazać się Narcyzie.

– Nie wyglądasz w niej dobrze – przyznała, to jednak w niczym nie przeszkodziło, bo musiałam mierzyć kilka innych sukienek. Czy ja już mówiłam, że nie lubię zakupów?

Gdy kilkanaście minut później po raz kolejny wyszłam z przymierzalni; tym razem mając na sobie całkiem ładną śliwkową kreację, do sklepu weszły Delphi i Agnes.

– Tu jesteście! – powiedziała Agnes. – Obeszłyśmy wszystkie sklepy i się obkupiłyśmy – powiedziała.

– Hermiono nie pasuje ci ta sukienka – stwierdziła Delphini. – Jak rozpuścisz włosy, będzie się z nimi gryzła.

Pracownica sklepu od razu zabrała się za szukanie kolejnego ubrania i o dziwo to samo zrobiła Delphini. Widocznie musiała lubić zakupy o wiele bardziej niż ja.

– Może ta?

– Nie – to Delphni się inny – Ta będzie idealna – rzekła, a potem sięgnęła po krwiście czerwoną suknię. Choć kolor rzucał się w oczy, to nie była bardzo strojna, ani wyzywająca. Szybko ją przymierzyłam i musiałam stwierdzić, że wyglądałam naprawdę ładnie.

– Delphi masz oko – przyznała Narcyza na mój widok.

– Wyglądasz super – dodała Agnes.

– Też mi się podoba, ale jest troszkę za luźna na mnie – wyjaśniłam, a pracownica od razu podeszła to sprawdzić.

– To drobne poprawki, możemy wykonać je od razu i suknia będzie gotowa za jakąś godzinę.

– Doskonale zgodziła się Narcyza.

– Musimy jeszcze zajrzeć do Witch Secret, żebyś dobrała sobie do niej biustonosz, bo przez to wycięcie na plecach normalny będzie widoczny – zauważyła moja siostra.

– Przecież mogę transmutować zwykły – uznałam.

– I będziesz co chwila sprawdzać, czy zaklęcie nie osłabło? Nie ma mowy.

Postanowiłam, że nie będę się z nimi kłócić w tak błahych sprawach i zgodziłam się na wszystko, co wymyśliły i nawet przyjmowałam wszystko z uśmiechem. Po załatwieniu wszystkich zakupów poszłysmy jeszcze do tej kawiarenki, która serwowała pyszne desery, a później odebrałyśmy moją suknię i wróciłysmy z powrotem do posiadłości Malfoyów akurat na obiad. I choć nie lubiłam zakupów, to naprawdę dobrze spędziłam czas z Narcyzą, Delphi i Agnes. Choć z jednej strony były potworami, bo mordowały bez najmniejszych skrupułów, to z drugiej były również normalnymi ludźmi. Rozmawiam z nimi, zasiadam przy jednym stole, spędzam czas. Jeśli ktoś powiedziałby mi to miesiąc temu, to pewnie wysłałabym go do Munga na leczenie, tudzież kazała załatwić jakiś dobry mugolski psychiatryk.

Przez te kilka dni przyzwyczaiłam się do spożywania posiłków z resztą domowników i nie wywoływały już we mnie takiego stresu jak na początku. Na szczęście ani razu nie zastałam przy stole Lorda Voldemorta. Na szczęście nie widywałam go częściej, niż to konieczne, z tego, co się orientowałam, to zazwyczaj przesiadywał w swoich pokojach.

Po skończonym obiedzie sama także planowałam skierować się do swojego pokoju, jednak zaraz za mną wyszedł Rudolf i mnie niespodziewanie zatrzymał.

– Hermiono ćwiczyłaś zaklęcia, których miałaś się nauczyć? – zagadnął.

– Naturalnie, Rudolfie. Już je opanowałam – odparłam zgodnie z prawdą.

– Co powiesz na mały pojedynek w ogrodzie? – zaproponował. – Sprawdzę, jak ci idzie ich wykorzystanie w walce.

– W porządku – zgodziłam się. – Teraz?

– Jeżeli nie masz nic pilniejszego, to możemy iść teraz – oznajmił.

– Zgoda – oboje ruszyliśmy do ogrodu. W tym czasie próbowałam przypomnieć sobie te wszystkie jego walki z Delphini, kiedy obserwowałam ich z okna, ale pamiętałam jedynie tyle, że był całkiem niezłym wojownikiem.

– Za sowiarnią jest mały sad, powinien tam być cień – powiedział Rudolf, co nie było głupie, bo na zewnątrz było bardzo gorąco, więc nie było sensu walczyć w pełnym słońcu.

– Jeśli drzewa nie ucierpią – stwierdziłam, ale podążyłam za nim. I rzeczywiście za sowim pałacem rosło kilkanaście drzew owocowych, które wcześniej jakoś nie zwróciły mojej uwagi.

Stanęliśmy naprzeciwko siebie i przez kilka chwil mierzyliśmy się wzrokiem, przemieszczając się po niewidzialnym okręgu. Żadne z nas nie spuszcza wzroku z przeciwka, tak jakby już samo patrzenie miało sprawić, że na początku pojedynku odkryjemy wady drugiego, przez które będzie można go pokonać. Walczyłam już ze śmierciożercami kilka tygodni temu w Ministerstwie Magii. Byłam zaledwie nastolatką, ale kilku udało mi się pokonać. Czy Rudolf był wśród nich? Czy miałam już okazję z nim walczyć? Tego nie wiedziałam. Teoretycznie mogłabym zapytać.

Nagle zauważyłam, że coś zmieniło się na jego obliczu, uśmiechnął się jakby przebieglej i zaatakował mnie oszałamiaczem. W zasadzie wiedziałam już o tym, gdy tylko dostrzegłam inny wyraz jego twarzy i od razu się uchyliłam przed zaklęciem, bo po prostu się go spodziewałam. Rzecz jasna odpłaciłam mu się tym samym.

– Punkt za obserwację przeciwnika – powiedział, a potem posłał kolejną klątwę, którą odbiłam równie prędko, co pierwszą i sama przy tym posłałam w niego łamacza kości, a potem jeszcze kolejny oszałamiacz, jednak mężczyzna sprawnie je ominął, a do tego posłał we mnie niewerbalną serię zaklęć, przed którymi ledwo umknęłam, lawirując pomiędzy nimi w szaleńczym tempie. Tutaj miał nade mną przewagę, ja nie potrafiłam rzucać klątw bez ich wypowiadania, co mnie spowalniało; już wiedziałam, że to kolejna rzecz, której muszę się nauczyć.

Rzuciłam dwa kolejne zaklęcia, tym razem z książek o czarnej magii, ale nie zrobiły wrażenia na śmierciożercy i je także sprawnie wyminął. Żadne nawet go nie drasnęło! No na Merlina! Nieco się zirytowałam tym faktem, jednak nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ Rudolf znów zasypał mnie gradem zaklęć. Udało mi się pomiędzy uciekaniem mu oddać jednym, przed którym ledwo się uchylił, najwyraźniej zaskoczony tym, że mi się udało atakować w czasie uników, ale jednak nadal nie został przeze mnie trafiony.

Walczyliśmy tak od kilku minut i musiałam przyznać, że trochę się zmęczyłam unikaniem tych klątw, bo głównie na tym polegał ten pojedynek. Rudolf posłał serię zaklęć, a ja albo uciekałam, albo je odbijałam, atakując prawie tyle, co nic. Lawirowałam tak po raz kolejny między kolejnymi klątwami, ale nagle poczułam, że dostałam w lewą nogę zaklęciem galaretowatych nóg i prawie runęłam na ziemię, wypuszczając różdżkę z ręki. Rudolf znalazł się za mną, chwycił mnie w mocny uścisk, chroniąc przed upadkiem, ale jednocześnie przystawił mi różdżkę do gardła.

– Przegrałaś, Hermiono – powiedział tuż przy moim uchu. – Raczej już nic nie zrobisz bez różdżki i z bezwładnymi nogami.

– Okej, wygrałeś – przyznałam.

– Wiesz, jaki był twój błąd?

– Nie potrafię jeszcze rzucać zaklęć niewerbalnych – odpowiedziałam natychmiast, bo założyłam, że mężczyzna wygrał ze mną tylko dlatego. Był po prostu o wiele szybszy.

– To również – przyznał. – Idziesz d szóstej klasy, nauczą cię tego niedługo – oznajmił. – Jesteś nieco wolna w walce i podczas przeskakiwania zbyt wolno zabierasz lewą nogę. To cię zgubiło – wyjaśnił, a ja poczułam, że jego klątwa ustępuję i mogę stać już w miarę stabilnie, jednak nadal mnie nie puścił. Nie zamierzałam czekać, a postanowiłam go zaskoczyć i wykorzystać tę sytuację Szybko złapałam ręką jego różdżkę odsuwając od gardła, ale nie udało mi się jej mu wyrwać, mimo wszystko był silniejszy, za to łokciem trzasnęłam mężczyznę w żebra. Usłyszałam, jak syknął z bólu i trochę poluzował uścisk, a ja próbowałam się wyrwać. Prawie mi się udało, tyle że śmierciożerca stracił równowagę i upadł na ziemię, pociągając mnie za sobą, więc mój plan wyswobodzenia się legł w gruzach.

_____

Witajcie po długiej nieobecności! Jak Wam się podobał nowy rozdział? Ciekawa jestem także, jak przypadła Wam do gustu moja wizja Rudolfa, oraz zabawa ze słowem odnośnie sklepów :D Na użytek opowiadania rozszerzyłam także trochę magiczny świat o nową ulicę, jak szaleć, to szaleć :D Pamiętam, że to sevmione, spokojnie, ale Lestrange jeszcze troszkę tutaj nam zagości na prawie głównym planie, bo wpadł mi na niego pewien pomysł^^.
Kiedy kolejny rozdział nie jestem w stanie stwierdzić, kończąc 13tkę 14 już zaczęłam, a zbliża się lipcowe Camp NaNoWriMo, więc może coś maznę w tym czasie. Póki co trzymajcie się! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz