sobota, 7 listopada 2020

Rozdział Dziewiąty

 Po rozmowie z Rudolfem wróciłam do swojego pokoju, nie zdążyłam jednak niczego konkretnego zrobić, ponieważ przede mną zmaterializował się nieznany mi skrzat domowy. Natychmiast się ukłonił, zachaczając nosem o podłogę, a jego ubranie wydawało się być w jeszcze gorszym stanie, niż Grabka, który służył mnie. Westchnęłam cicho ze zrezygnowaniem. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.

– Czarny Pan natychmiast sobie życzy widzieć panienkę w swoich pokojach. Mordek zabierze panienkę ze sobą – powiedział piskliwym głosem.

– Czego on może chcieć… – zastanowiłam się na głos. Nie wiedziałam, dlaczego Voldemort zechciał mnie wezwać. Ja naprawdę wolałam nie mieć świadomości, co kryje się w jego mózgownicy, nawet najlepsi psychiatrzy mieliby z nim problem.

– Mordek nie wie, Mordek musi zabrać panienkę.

– Dobrze, ale najpierw coś zrobię, w porządku? – zapytałam, bo nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł. Nie mogłam znieść tego, że skrzaty domowe, które są takimi samymi istotami, jak czarodzieje; myślącymi i posiadającymi uczucia, muszą nam podlegać i do tego chodzić w łachmanach. Wiedziałam, że nie mogłam dać tym skrzatom ubrań, ale byłam w stanie uczynić coś innego, aby choć w minimalny sposób poprawić ich byt. 

Wyciągnęłam różdżkę i skierowałam nią w skrzata,  a potem dostrzegłam, jak on się momentalnie skulił, a na jego obliczu zagościło przerażenie. Czyżby obawiał się zaklęć torturujących? Znając upodobania właścicieli, to wcale mnie to nie dziwi i zrobiło mi się go jeszcze bardziej żal, niż do tej pory.

Chłoszczyć – mruknełam pod nosem, a jego ubranie natychmiast zalśniło czystością. – Reparo! – wtedy zniknęło rozdarcie w materiale i poszarpane nitki.

Skrzat przyjrzał się sobie w zdumieniu, a potem popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

– Mordek jest wdzięczny panience, że sprawiła, że jego ubranie jest, jak nowe, ale jeśli będziemy dłużej zwlekać, to Czarny Pan się rozgniewa i ukarze nie tylko Mordka, ale też panienkę – uprzedził skrzat.

– Dobrze, nie pozwólmy mu dłużej czekać – zgodziłam się, choć spotkanie z Voldemortem to była jedna z ostatnich rzeczy, których pragnęłam. Skrzat złapał mnie za rękę, a potem się teleportowalismy, czego też się nie spodziewałam, ale widocznie taki rozkaz dostał od Lorda.

Znaleźliśmy się w pomieszczeniu, którego nie znałam. Panował w nim półmrok, okna były zasłonięte, choć jedno niedokładnie, dlatego do środka wpadało trochę światła, ot taka niewielka smuga. Kominek był wygaszony, więc nie było tu także najcieplej. 

Voldemorta ujrzałam naprzeciw mnie siedzącego na fotelu. Na stoliku obok stał parujacy dzbanek i filiżanka, jedną także Czarny Pan trzymał w dłoni i co i raz upijał łyk. To był dość dziwny i ludzki widok, biorąc pod uwagę fakt, że    ten czarownik to nędzna kreatura, która z człowieczeństwem ma niewiele wspólnego.

– Usiądź, Hermiono – zarządził i wskazał ręką fotel, a ja wykonałam rozkaz. – Mordku, nalej herbaty mojej córce – zwrócił się do skrzata, a stworzenie posłusznie zabrało się za wykonanie polecenia. Nagle dostrzegłam, że jego oczy się  zwęziły, a na twarzy pojawił się grymas zwiastujący  rozeźlenie. – Skrzacie, co ty masz na sobie? Kto ci dał nowe ubranie?! Kto śmiał to zrobić?

Nie pomyślałam o tym, że Voldemort może zareagować wściekłością na to, co wymyśliłam. Chciałam mu tylko pomóc.

– To nie jest nowe ubranie, sir – zaprzeczył gorączkowo skrzat. Skulił się ze strachu, a filiżanka w jego dłoniach niebezpiecznie się przechyliła, jednak nie wylał z niej ani kropelki. – Panienka Hermiona była na tyle dobroduszna, że użyła zaklęć, aby wyczyścić i naprawić stare ubranie, Mordka. Mordek jest bardzo wdzieczny panience, za jej łaskawość i dobroć – mówił skrzat.

– Tyle chyba mogę dla nich zrobić – powiedziałam, przyjmując filiżankę od skrzata. Nie chciałam, aby Voldemort ukazał niewinnego skrzata za to, że mu pomogłam – Wiem, że nie mam prawa ich wyzwolić, ale to istoty myślące, powinny być traktowane na równi z czarodziejami, niech chociaż wyglądają normalnie.

– Twoje teorie są absurdalne, ale nie zamierzam się teraz tym zajmować, mamy ważniejsze sprawy do omówienia – oznajmił dość spokojnie. – Postanowiłem się zająć twoją nauką, Hermiono. 

– To znaczy? – nie bardzo rozumiałam, co ma na myśli. Chyba nie chciał mnie czegoś uczyć? I tak widuję go zbyt często. 

– Dałem ci już wystarczająco dużo czasu, na przystosowanie się do nowej sytuacji. Wakacje uciekają i jest go coraz mniej, a Ty wracasz do Hogwartu. Dumbledore jest potężnym czarodziejem i może bardzo łatwo przejrzeć twoje zamiary i myśli…

– Już mi mówiłeś, że prześlesz tu profesora Snape’a, aby uczył mnie oklumencji, ojcze – zauważyłam, jednak Lord nie zdążył mi niczego odpowiedzieć, bo naszą rozmowę przerwało nagłe otwarcie się drzwi.

Do pomieszczenia weszli Snape i Lestrange, którzy od razu nisko się ukłonili. Voldemort musiał ich wcześniej wezwać jeszcze zanim posłał po mnie, skoro tak szybko przybyli.

– Panie – odezwał się Rudolf, zwracając ku Voldemortowi. – Pani – dodał w moją stronę. Zabawne, zupełnie tak, jakbyśmy nie widzieli się parę chwil wcześniej.

– Rudolf, Severus, doskonale, że jesteście. Będziecie nauczać moją córkę – oznajmił, spoglądając na mężczyzn. – Postanowiłem, że przez całe lato Severus będzie cię regularnie nauczał, zamiast przekazać jedynie podstawy – te słowa już skierował tylko do mnie. – Ustalicie sobie czas na to między sobą, ale jeśli chcesz wrócić do Hogwartu, to końca wakacji musisz dość dobrze opanować oklumencję. Nie mogę się narazić na to, że Dumbledore znajdzie coś w twojej głowie.

– Przecież nie mam pojęcia o niczym, co tu się dzieje – zauważyłam całkiem rozsądnie, jednak widząc jego minę, postanowiłam nie drążyć tematu. – Dobrze, a czego będzie mnie nauczał Rudolf? – zapytałam, bo nie miałam pojęcia, w jakiej kwestii ten mężczyzna mógł mnie edukować. Co siedziało w tej popapranej głowie Lorda Voldemorta?

– Lestrange zajmie się twoją edukacją z zakresu czarnej magii, żeby wyeliminować jej skutki uboczne, które mogą pojawić się u początkujących.

– Rudolf ma pilnować, żebym przy tym nie oszalała, tak? – nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam. Chociaż być może moje słowa były zbyt ostre, ale całe szczęście, że ugryzłam się w język i nie dodałam wzmianki o szaleństwie jego i Bellatriks. Gdyby mi się nie udało, to w tym momencie mogłabym śmiało wędrować po łopatę i wybrać sobie najprzyjemniejszy kawałek ogródka, abym mogła wykopać tam sobie swój grób. Chociaż może nie, może bym nie zdążyła, bo byłabym martwa. Wtedy zdecydowanie niczego bym nie wykopała i to byłby już problem moich wspaniałych rodziców. Czy postawiliby mi na grobie znicze?

– Możesz tak to sobie tłumaczyć. Potrzebuje posłusznej i potężnej córki nie, rozkapryszonej wariatki, rozumiesz? – zapytał dosyć ostro. Chyba nie przypadły mu do gustu moje słowa. Merlinie, co za szczęście, że nie słyszy moich myśli.

– Tak – odparłam pokornie. Nie zamierzałam się przecież narażać najbardziej nieprzewidywalnemu wariatowi w czarodziejskiej Anglii. Nie byłam pustogłową idiotką, wbrew temu, co często twierdził Snape o mnie i reszcie Gryfonów.

Nagle mimowolnie na niego spojrzałam i wydawało mi się, że jego wargi drgnęły, jakby powstrzymywał się od uśmiechu. Nie, niemożliwe, aby siedział mi w głowie i czytał moje myśli, zresztą na pewno zachowałby kamienną twarz. Musiało mi się to tylko wydawać. A może jednak to nie były omamy?

– Lestrange, zostań, a wy możecie już odejść – zarządził Czarny Pan. Przy mnie natychmiast znalazł się Mordek, aby zabrać mi z rąk filiżankę. Zabawne, zostałam zaproszona do Voldemorta na ekspresową herbatkę, której nawet nie zdążyłam spróbować. Nie, żebym miała zamiar to robić, kto wie, czy nie było tam jakiegoś eliksiru, szkoda tylko fatygi skrzata.

Wstałam z fotela i skierowałam się do drzwi, natomiast profesor Snape ukłonił się najpierw przed Lordem i dopiero wtedy za mną podążył.

– Kiedy zaczynamy profesorze? – zagadnęłam od razu. Cieszyłam się z tego postanowienia Voldemorta, ponieważ sam dał nam możliwość do spotkań, a dzięki temu będę miała kontakt z Zakonem Feniksa. Nie zostałam z tym wszystkim sama. No i wiedziałam, że profesor Snape może mnie nauczyć nie tylko oklumencji, ale również wielu rzeczy z zakresu szpiegostwa.

– Granger, zamieniłaś się na mózgi z Longbottomem? Natychmiast – oznajmił stanowczo. – Biblioteka – postanowił i tam właśnie się skierowaliśmy. Gdy tylko otworzył drzwi, natychmiast rzucił niewerbalne zaklęcie sprawdzające czyjąś obecność, czego domyśliłam się po promieniu, oraz inne, którego nie znałam.

– Pusto, nikt nas nie podsłucha – oznajmił i rzucił klątwę zamykającą drzwi.

– Wie pan, że urok wykrywający można obejść?

– Doprawdy, Granger? – zapytał kpiąco.

– Mi się ostatnio udało – oznajmiłam z lekką dumą. – Delphi i Rudolf tu przyszli i rzuciła klątwę, a ja zdążyłam użyć kamelona, wyciszające i ochronne – poinformowałam.

– To niewątpliwie interesujące, ale zauważ, że nikt nie miał szans rzucić żadnych zaklęć przed tym, zanim ja rzuciłem swoje – wyjaśnił kąśliwie, jego zaklęcia były naprawdę szybkie. – Merline, czy ja ci muszę tłumaczyć najprostsze rzeczy?

– No tak, ma pan rację, panie profesorze – zmarkotniałam nieco, choć wiedziałam, że ja także mam odrobinę racji. W końcu mi się ostatnio udało, więc to jest wykonalne. – Profesorze, czy pan siedział w mojej głowie? – zapytałam szybko, nim zdążyłam się powstrzymać.

– Co to za absurdalny pomysł, Granger?

– Był taki moment, gdy o czymś pomyślałam, to znaczy pomyślałam o tym, że dobrze, że Voldemort nie słyszy moich myśli – plątałam się, próbując wytłumaczyć, o co mi chodziło. – Wydawało mi się, że pan się wtedy uśmiechn…

– Na Merllina, Granger! Dzień, w którym się przy tobie uśmiechnę, to będzie ostatni w twoim życiu, na moment tuż przed twoją śmiercią – warknął. Czy powinien tak krzyczeć na córkę Czarnego Pana? Ciekawe, co by powiedział, gdybym zwróciła mu uwagę, ale nie odważyłam się tego zrobić. Wiedziałam, że Severus Snape nie jest skory do żartów. – Ale tak, byłem w twojej głowie i rzeczywiście słyszałem urywki myśli – przyznał.

– Jak pan mógł?!

– Dzieliłem się z tobą ochroną, to taka doskonalsza forma magii umysłu. Można wejść do czyjejś głowy i obronić ją przed umysłem innego czarodzieja. Gdyby Czarny Pan zobaczył niektóre twoje wspomnienia, to ja i Draco bylibyśmy skończeni i dobrze o tym wiesz.

– Nie miałam pojęcia, że tak można – odparłam zaskoczona i miałam nadzieję, że wyjaśni mi o wiele więcej. Nie podobało mi się to, że siedział w moim umyśle, ale miałam świadomość, że Snape miał słuszność. Nie znam jeszcze oklumencji na tyle dobrze, abym mogła stawić opór Voldemortowi, tak aby tego nie zauważył.

– No proszę, Panna-Wiem-To-Wszystko czegoś nie wie – zadrwił. – Będę się starał przychodzić tutaj tak często, jak mogę. Ćwiczysz z Malfoyem cały czas oklumencję, zaczniesz też ćwiczyć ze mną, wedle rozkazu twojego ojca – wydawało mi się, jakby sobie z niego drwił. – Musisz mieć też uszy dookoła głowy, spróbuj zaprzyjaźnić się z Delphi, z tego, co wiem Czarny Pan, ma zamiar przedstawić cię wszystkim śmierciożercom na koniec lata. Niewykluczone, że zmusi cię do przyjęcia Mrocznego Znaku.

– On oszalał? Nie chcę być śmierciożercą!

– Jakbyś nie zauważyła, Czarny Pan nie przejmuję się tym, czego chcą inni – czy Severus Snape potrafił rozstać się z ironicznymi komentarzami choćby na minutę? Jestem pewna, że nawet gdy śpi, to rzuca je przez sen.

– Wydawało mi się też, że szpiegowanie miałam zostawić panu – zauważyłam. – Oczywiście chcę pomóc i…

– Bo zostawisz je mi i nie będziesz się wychylać, ale Albus naciska. Poza tym ma rację w tym, że ja nie w każde środowisko mogę wniknąć. Jest jeszcze Draco, on dostarcza nam wiadomości o tym, co planują młodzi śmierciożercy i o poczynaniach Delphi, choć nie zawsze może zebrać odpowiednie informacje.

Nie bardzo rozumiałam, co nauczyciel miał na myśli. Skoro on inwigilował śmierciożerców, Draco skupiał się na młodych sługach Voldemorta, to na kim miałam skupić się ja? Tylko na Delphini?

– Nie rób tak, bo masz wyjątkowo tępy wyraz twarzy, Granger – oznajmił szorstko. – Jak powiedziałem, zaprzyjaźnisz się ze swoją siostrą i wnikniesz w jej zgraję. Staniesz się przyjaciółką tych tępych idiotek i tylko je szpiegujesz, jasne?

– Czyli kogo konkretnie mam szpiegować?

– Delphi ma swoje przyjaciółki, które są jej bezwzględnie posłuszne. Jedną z nich jest Pansy Parkinson, reszty raczej nie znasz. Delphi działa sama, nie wszystko konsultuje z Czarnym Panem, stąd ja nie o wszystkim wiem, albo dowiaduję się zbyt późno – wyjaśnił.

Jak miałam się zaprzyjaźnić z bandą młodocianych morderczyń? Ja raczej o introwertycznej naturze i jeszcze przy tym udawać, że mam tak samo sadystyczne zapędy, jak one. Merlinie, za co mnie tak pokarało… Jednak nie miałam wyjścia, musiałam zrobić wszystko, aby pomóc Harry’emu w pokonaniu Voldemorta.

– Panie profesorze, czy w obecnej sytuacji mogę przystąpić do Zakonu Feniksa? Myśli pan, że profesor Dumbledore się zgodzi?

– Wybij to sobie z głowy, Granger – odparł natychmiast.

– Przecież będę szpiegować dla Zakonu – stwierdziłam.

– Będziesz szpiegować po to, aby Potter miał większe szanse, to nie znaczy, że musisz mieszać się we wszystko i narażać jeszcze bardziej.

– Ale…

– Granger, nie będę z tobą dyskutował na ten temat, nie mam na ciebie całego dnia. Sprawdzę, jak radzisz sobie z oklumencją i muszę wracać do Hogwartu – oznajmił, a potem bez zbędnych ostrzeżeń, wszedł do mojego umysłu. Od razu postawiłam barierę i próbowałam go odepchnąć i rzeczywiście chwilę zajęło mu znalezienie szczeliny w skale i uporanie się z kilkoma gryzącymi książkami, które go nagle zaatakowały. Wiedziałam, że zaraz złamie moje zabezpieczenia i już szykowałam się do podsunięcia mu nic nieznaczących wspomnień, ale sam się wycofał z mojej głowy, a potem parsknął śmiechem.

– Gryzące książki, Granger?

Odczułam wyjątkową satysfakcję z tego pomysłu i z tego, jak zareagował Snape.

Rozdział nie był betowany, ale powiem za to więcej. Napisałam go w ramach tegorocznego NaNoWrimo i mam już ukończony rozdział dziesiąty, więc i ten pojawi się niebawem, kto wie, może jeszcze w tym miesiącu :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz