sobota, 21 listopada 2020

Rozdział Dziesiąty

 Ciągle zastanawiałam się, jak mam zaprzyjaźnić się z Delphni i jej przyjaciółkami, tym bardziej że do tej pory żadnej jeszcze nie spotkałam, jeśli nie licząc znajomej mi Ślizgonki, z którą dodatkowo nie darzyłyśmy się sympatią. Na sam początek zaczęłam od obserwowania mojej siostry wtedy, kiedy tylko miałam do tego okazję. Nie mogłam także pozwolić na to, aby cokolwiek zauważyła, bo jeśli się domyśli, to mój plan i misja będą spalone.

Wiedziałam już, że Delphi często przesiaduje w bibliotece, dużo czyta różnych książek zwykle o czarnej magii. Spotykałam ją tam, gdy sama postanowiłam poczytać i zazwyczaj siedziałyśmy naprzeciw siebie każda pogrążona w lekturze, tak jakby druga nie istniała. To było dość dziwne, ale szybko do tego przywykłam.

Równie często ćwiczyła także pojedynki z Rudolfem w ogrodzie. Odkryłam to zupełnie przypadkiem, ponieważ miałam na nich widok z mojego okna. Na początku nie miałam pojęcia, dlaczego walczą, skoro są tak zżyci, ale obserwując ich zachowanie, szybko się domyśliłam, że to tylko trening. A to pozwoliło mi wysunąć wniosek, że moja siostra próbuje się we wszystkim doskonalić, że wciąż pragnie być coraz lepsza. Znajome to prawda?

– Dlaczego akurat niebieskie? – zapytałam pewnego dnia. Miałam się przecież z nią zaprzyjaźnić i w jakiś sposób musiałam to zrobić. O czarnej magii nie mogłam z nią dyskutować, przynajmniej na razie.

Delphini podniosła wzrok znad książki i wbiła spojrzenie we mnie z nieukrywaną mieszanką zaskoczenia i chyba lekkiej irytacji, że śmiałam przerwać czas, który przeznaczyła na książkę, czymś tak banalnym.

– Lubię niebieski – odparła beztrosko. – I wkurza to rodziców – roześmiała się.

Nie rozumiałam jej.

– Czekaj, specjalnie ich wkurzasz? Po co? – Delphini była wariatką, kto normalny chciałby celowo denerwować Voldemorta i Bellatriks?

– Czy ty się nigdy przed niczym nie buntowałaś? Zrobiłaś kiedyś coś szalonego?

– Złamaliśmy mnóstwo punktów regulaminu szkolnego, gdy z Harrym i Ronem przeciw stawialiśmy się ojcu. Ryzykowaliśmy życiem.

– No tak, przyjaciółka Pottera ratuje z nim świat – zadrwiła. – Zrobiłaś kiedyś coś szalonego nie z konieczności? Pod wpływem chwili?

– Nie przypominam sobie. Wolę spokój i mieć wszystko poukładane.

– I ty jesteś moją siostrą – mruknęła pod nosem. – Jaki lubisz kolor? – nie podobał mi się ten jej błysk w oku i uśmiech, jaki pojawił się na jej twarzy.

– Zielony i czerwony – odparłam, nie mając pojęcia, po co o to pyta.

– Chodź ze mną – poleciła i odłożyła książkę na półkę. – Masz brązowe oczy, więc zieleń by ci pasowała, ale z włosami chyba jednak czerwień. To chyba kolor twojego domu w Hogwarcie, co?

– Tak, co chcesz zrobić? – zapytałam podejrzliwie.

Wyszłyśmy z domu i kierowałyśmy się w stronę bramy do posiadłości Malfoyów. Minęliśmy śmierciożercę, który spojrzał na nas podejrzanie, ale nie ośmielił się niczego powiedzieć. No tak, Delphini mogła poruszać się tylko, gdzie dusza zapragnie, ponadto czuli przed nią respekt.

– Wiesz, dlaczego też wkurza to rodziców? Bo używam do tego mugolskich farb – wyjaśniła, a potem się po prostu roześmiała.

– Myślałam, że nienawidzisz mugoli.

– Bo tak jest, ale mają parę świetnych wynalazków, to trzeba przyznać tym ścierwom. Teleportowałaś się kiedyś?

– Tak.

– To świetnie, trzymaj się mnie – złapała mnie za rękę, gdy wyszłyśmy za bramę, a potem zrobiłyśmy obrót i już nas nie było. Wylądowałyśmy w jakiejś opuszczonej uliczce, jednak gdy tylko z niej wyszłyśmy, od razu rozpoznałam niemagiczny Londyn. Znałam to miejsce i wygląda na to, że właśnie zmierzałyśmy do jednej z najbardziej prestiżowych drogerii.

– Masz mugolskie pieniądze? Ja niczego przy sobie nie miałam, a to drogi sklep.

– Nie są mi potrzebne – rzuciła beztrosko.

Wiedziałam już, co Delphini zamierzała i zdecydowanie mi się to nie podobało, a gdy stanęłyśmy przy regale z farbami do włosów, pozbyłam się wszelkich wątpliwości. Moja siostra była nienormalna i to w każdym calu.

– Więc czerwony – zadecydowała.

– Jak zamierzasz zapłacić, skoro nie mamy pieniędzy?

Delphini nie odpowiedziała tylko, zaciągnęła mnie w inną część drogerii i upewniając się, że nikt nie widzi, wyciągnęła różdżkę i zmniejszyła saszetkę z farbą do wielkości paznokcia, a potem wepchnęła ją do kieszeni.

– Tutaj też nie sięgają te ich kamery – dodała. – Trochę się nauczyłam o mugolach. No dobra, wyczytałam to kiedyś z umysłu jednej pracownicy – przyznała. – Wracamy, trzeba cię pofarbować.

Jak gdyby nigdy nic wyszłyśmy z drogerii, a potem wróciłyśmy do posiadłości. Prawdopodobnie nikt też nie zauważył naszej nieobecności. Delphi zabrała mnie do swojego pokoju i od razu wyciągnęła z kieszeni farbę i powiększyła produkt.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu; pokój podobny był do mojego, urządzony w niemal identycznym stylu, z tym że na ścianie wisiało mnóstwo rysunków. Ludzie, oczy, czaszki, węże, czy różne formy Mrocznych Znaków. Niektóre były namalowane atramentem, ale inne ołówkami i wiele z nich na mugolskim papierze. Niezła hipokryzja, Delphini.

– To twoje rysunki? – zapytałam.

– Tak. Idź do łazienki zmoczyć włosy – zarządziła i wskazała na drzwi.

– Nadal nie jestem przekonana – stwierdziłam, choć musiałam przyznać, że jej pomysł trochę mnie korcił. Sama nigdy bym się nie zdecydowała na pofarbowanie włosów, uważam, że to do mnie nie pasuje.

– Daj spokój, Hermiono. To nie jest na całe życie, zejdzie po kilku myciach – zapewniła. – U siebie rzuciłam zaklęcie utrwalające, więc trzyma się dłużej, ale nie musimy tego robić. Do końca wakacji nie będzie śladu – zapewniła.

Postanowiłam jej uwierzyć i posłuchałam. Szybko weszłam do łazienki i zmoczyłam pod prysznicem połowę włosów. Tyle chyba wystarczy, zamierzałam mieć pofarbowane tylko końcówki. Wycisnęłam nadmiar wody i przetarłam najbliżej leżącym ręcznikiem. Wtedy też weszła Delphi i zakładała foliowe rękawiczki na dłonie. Przetransmutowała też gąbkę w stołek.

– Siadaj.

Delphi zaczęła nakładać mi specyfik na włosy. To wszystko było takie dziwne, wydawało się takie normalne; ot siostra siostrze pomaga farbować włosy, a jednak nie było. Nic w tym domu nawet nie pretendowało do miana normalności.

– Naprawdę będziemy wyglądać, jak siostry – powiedziała. – To może lepiej, dziewczyny od razu będą wiedziały, z kim mają do czynienia.

– Jakie dziewczyny? – podchwyciłam od razu temat. Wiedziałam, że to na pewno te, które miałam szpiegować.

– Moje przyjaciółki, zwolenniczki, nazywa,j je jak chcesz – oznajmiła. – Jutro robię imprezę i jesteś zaproszona. Nie możesz się wymigać, bo matka zabije nas obie. Chce, żebym wprowadziła cię w nasze towarzystwo, zanim zostaniesz przedstawiona reszcie śmierciożerców.

– Zamierzają mnie przedstawić reszcie śmierciożerców?

– To chyba oczywiste, muszą wiedzieć, komu są winni posłuszeństwo.

– No tak, racja – zgodziłam się.

– Skończyłam, za pół godziny musisz to spłukać, a potem dobrze umyć włosy – poinstruowała. – W ostatni weekend lata planują bal – oznajmiła, wracając do tematu. Będą wszyscy, naprawdę wszyscy.

– A jutro? Co to za impreza?

– Nie przejmuj się, wąskie grono, same dziewczyny i zaplanowałam też coś ekstra – dorzuciła i jej mina też mi się nie podobała. – Nie zakładaj tylko niczego obcisłego, bo będzie ci niewygodnie. Dziewczyny jeszcze nie wiedzą, ale zrobimy sobie wycieczkę.

– Dokąd?

– Niespodzianka – stwierdziła beztrosko. – Zobaczycie. Jutro o dwudziestej u mnie w pokoju – poinformowała.

– Nie lubię imprez – powiedziałam, aczkolwiek wiedziałam, że niczego to nie zmienia, no i musiałam poznać przyjaciółki mojej siostry.

– Nie wymigasz się – oznajmiła.

– Nie miałam takiego zamiaru – westchnęłam.

To była moja najdłuższa i najnormalniejsza rozmowa z Delphini, jaką odbyłyśmy i to wydarzenie było pewnego rodzaju przełomem w naszych relacjach. Nie strzela avadami od razu i naprawdę można z nią porozmawiać, choć gdzieś z tyłu głowy tliła mi się myśl, że to taka sama morderczyni, jak reszta domowników. A moje włosy wyglądały o wiele lepiej, niż się spodziewałam i szczerze uśmiechnęłam się na ten widok.

***

Pierwszą lekcję czarnej magii z Rudolfem miałam zaplanowaną już na popołudnie i o dziwo również z nim miałam spotkać się w bibliotece. To miejsce chyba ostatnio stało się jakimś towarzyskim centrum, zamiast czytelnią i oazą spokoju. Gdyby usłyszałay to pani Pince, to chyba od razu dostałaby zawału serca. 

Gdy znalazłam się już w pomieszczeniu, Rudolf tam był i czekał na mnie, a na stole leżało kilka książek. Jedną z nich rozpoznałam, to była ta, którą wskazał mi profesor Snape, natomiast inną widziałam chyba na półce u siebie w pokoju, a przynajmniej na pierwszy rzut oka okładka wydawała się podobna. 

– Hermiona, minuta spóźnienia – stwierdził na powitanie, a ja uniosłam brwi ze zdumienia, bo nie tego się po nim spodziewałam. Znów próbował nade mną górować, tak jak rano, zanim nie wspomniałam, że wiem o jego małej tajemnicy. Zdecydowanie nie mogłam na to pozwolić. 

– Żartujesz sobie? – zapytałam, siadając na fotelu. Patrzyłam na niego i nie spuszczałam wzroku, nie dam mu się stłamsić, bo to ja jestem córką jego pana i musi o tym pamiętać. Nie ważne, że chwilowo jest także moim nauczycielem, a do tego silniejszym i bardziej doświadczonym czarownikiem. I choć takie zachowanie w ogóle do mnie nie pasuje, to miałam świadomość, że nie mogłam odpuścić.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w kompletnej ciszy i to on odpuścił, a ja byłam bardzo zadowolona z siebie.

– Tak, to był tylko żart, pani – sprostował i nagle spokorniał. Czyżby zauważył, że nic nie ugra swoją pewnością i bezczelnością? – Dzisiaj zajmiemy się tylko teorią, a te książki pomogą ci lepiej zrozumieć istotę czarnej magii.

– Daruj sobie, możesz pozostać przy Hermionie – odparłam spokojnie, zastanawiając się, co on kombinował, bo to było pewne, że coś knuł. – Te książki pozwolą mi nie oszaleć? – zapytałam i zauważyłam, że na jego wargach pojawił się lekki uśmiech. No rzeczywiście, moje pytanie było takie zabawne; sama powinnam zwijać się ze śmiechu.

– Znasz, którąś z nich? – potwierdziłam skinieniem głowy. – Dobrze. Powinnaś także wiedzieć, że czarna magia nie sprawia, że ludzie popadają w szaleństwo.

– Doprawdy? A twój pan i twoja żona? Czy oni nie oszaleli przez czarną magię? – zapytałam, z premedytacją dobierając swoje słowa i widziałam, jak się nieznacznie skrzywił, choć próbował ukrywać swoje emocje. Wydawało mi się, że musiał być w tym równie dobry, co Snape, a to już nie lada wyzwanie. Chyba trafiłam w punkt.

– Są przypadki, gdy czarna magia rzeczywiście gubi człowieka, ale to rzadkość. Spójrz choćby na Severusa; nie znam bardziej opanowanego człowieka od niego, a w znajomości czarnej magii przewyższa mnie wielokrotnie. Kto wie, czy nie zna jej lepiej, niż Czarny Pan – zasugerował odważnie. – Kiedyś robił naprawdę straszne rzeczy, jednak ty masz, póki co poznać podstawy, nic ci się nie stanie, jeśli trochę poznasz czarną magię.

– Czego oczekuje mój ojciec?

– Musisz dobrze znać podstawowe klątwy czarnomagiczne, żebyś mogła skutecznie karać śmierciożerców, jeżeli ktoś ci uchybił oraz niewybaczalne.

– Cudownie – zakpiłam. – Lekcja pierwsza wprowadzenia do śmierciożerstwa; Avada Kedavra na wybitny, zanotowane – udałam, że piszę w powietrzu niewidzialnym piórem po wyimaginowanym pergaminie.

Rudolf jednak był tak samo poważny, jak przed chwilą, co dziwne, bo na samym początku bardziej palił się do żartów.

– To nie jest zabawne, Hermiono. Czarna magia to potężna i niebezpieczna gałąź czarodziejstwa.

– Czy ja żartuję z czarnej magii? Śmieszy mnie to, co próbuje zrobić ojciec – odparłam tylko. – Czyli co, mam to przeczytać na następną lekcję? – zapytałam.

– Tak, wtedy lepiej zrozumiesz, że czarna magia nie zawsze jest zła. Zaznaczyłem ci odpowiednie rozdziały.  

– Teraz to chyba ty znów żartujesz, Rudolfie. Czarna magia jest zła.

– W żadnym wypadku, to nie był żart – zaprotestował. – Czarna magia została tak nazwana i zakazana, ponieważ większości klątw są złe, ale istnieją także dość pożyteczne zaklęcia, jednak pewne ich elementy zaklasyfikowały je do ciemnych mocy. Równie dobrze niektóre uroki biało magiczne, można uznać za złe.

– Raczej nie zrobisz nikomu krzywdy Drętwotą – sarknęłam.

– Jednak jeśli rzucić już na kogoś Incendio to owszem – odbił piłeczkę i na Merlina, musiałam przyznać mu rację. Tylko komu przyszłoby do głowy, aby zaklęcie, które używa się do rozpalania w kominku, rzucać na człowieka? – Widzę, że rozumiesz, że to nie chodzi o przeznaczenie zaklęcia, a intencje.

– Po prostu wystarczy nie być psychopatą – sarknęłam. – Niektóre są jednak całkowicie złe, nie da ich się użyć w dobrym celu – tutaj ja musiałam mieć rację i tego nie mógł już podważyć. – Nie powiesz mi, że klątwa uśmiercająca jest dobra – uznałam pewnie.

– A jeśli powiem?

– Nie rozumiem – zbił mnie z tropu, znów.

– Jeśli ktoś umiera w męczarniach i nie da się go uratować, to Avada Kedavra będzie wybawieniem, aktem łaski.

– To nie zdarza się często – sprzeciwiłam się. Nigdy nie pomyślałabym, że klątwy uśmiercające można użyć jako eutanazji, a przecież coś takiego działa w świecie mugolskim. – Cruciatus? – No nie ma czarodzieja we wsi, nic tutaj nie wymyśli!

– Cruciatus jest całkowicie złym zaklęciem – przyznał, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją. –  Jednak to tylko jeden z nielicznych wyjątków. Klątw typowo zadających ból jest kilka i to zupełnie oddzielny temat, a cruciatus z nich wszystkich powoduje najpoważniejsze obrażenia fizyczne, jak i psychiczne, dlatego został sklasyfikowany do tych trzech zakazanych –  wyjaśnił spokojnie. 

– Sporo wiesz – stwierdziłam nagle. Nikt do tej pory mi nie mówił tyle o czarnej magii. Nie, żebym chciała się też tym jakoś bardziej interesować.

– To interesujący temat i nie trzeba być złym, żeby posiadać tę wiedzę.

– Chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że wszyscy śmierciożercy na czele z moim ojcem nie są źli, tylko mają specyficzne zainteresowanie czarną magią?

Roześmiał się.

– Nie, nie zamierzałem tego powiedzieć – odparł. – Jednak ciekawa teoria, myślisz, że w Ministerstwie by przeszła?

– Jeśli ją dopracujesz, to na pewno wy wszyscy zostaniecie uznani za niewinnych, a Mroczny Znak będzie po prostu symbolem wiedzy o czarnej magii – ironizowałam. – A wasze działania, to tylko element badawczy nad mrocznymi zaklęciami – dorzuciłam i nie mogłam już powstrzymać się od uśmiechu.

– To Ministerstwo dostarczy nam mugoli do badań – zasugerował. – Pismo w tej sprawie powinno załatwić sprawę, nie sądzisz?

– Jesteś okropny – stwierdziłam tylko. – Na szczęście to nie jest możliwe – odparłam. I chwała za to. Mam tylko nadzieję, że Rudolf nie powie o tym Voldemortowi, bo kto wie, co by wymyślił w tej swojej popapranej głowie, gdyby usłyszał tę rozmowę.

– Poćwiczysz także zaklęcie z tego rozdziału – zarządził mężczyzna, po czym machnął różdżką i jedna z książek się otworzyła. – Czarny Pan liczy na efekty, więc to na wszelki wypadek, gdyby chciał cię sprawdzić po naszej pierwszej lekcji.

– To zaklęcie torturujące – stwierdziłam, zerkając na definicję.

– Oczywiście, że tak, jednak nie jest tak szkodzące i bolesne, jak cruciatus. Można rzec, że to jedna z najłagodniejszych klątw torturujących.

– Jakkolwiek komicznie to brzmi – mruknęłam. Łagodna klątwa sprawiająca ból, jasne.

– Jest proste, żadnych skomplikowanych ruchów, tylko wypowiadasz je i machasz. Będziesz ćwiczyć na myszach i liczę, że dzisiaj się go nauczysz, bo jutro zamierzam sprawdzić – oznajmił.

– Próbujesz zmienić się w Snape’a? Nie próbuj, nie pasuje ci to – stwierdziłam.

– Nie mam zamiaru – odparł. – Zamykanie się w lochach zdecydowanie mi nie służy – zażartował. – Masz jakieś pytania?

– Co powoduje, że niektórzy ludzie popadają w szaleństwo pod jej wpływem?

– Nie ma na to chyba żadnej reguły. Każdy umysł jest inny, każdy czarodziej, czy czarownica mają inną moc, każdy też indywidualnie się uczył na swój sposób. Myślę, że to zależy od wielu czynników, ale bardzo prawdopodobne jest to, że zbyt słabe umysły porywają się od razu na najmroczniejszą magię i to ich gubi. Ale to nie jest zbadane i to tylko moje domysły. Tak, to jest jedna z najbardziej tajemniczych dziedzin magii i niewielu by się tego podjęło. Te książki cię wprowadzą w podstawy, może trochę zrozumiesz.

–  Przeczytam je –  powiedziałam, bo i tak nie miałam zbyt wielkiego wyjścia. I choć nie chciałam uczyć się czarnej magii, to jednak lepiej chyba było wiedzieć, cokolwiek by to nie było. 

No, jest kolejna część, a Hermiona trochę zaszalała pod wpływem Delphini. Mam nadzieję, że nie wyszło to, aż tak bardzo "niehermionowato", ale to tylko jedna taka akcja^^. Rozdział nie był zbetowany.

Pozdrawiam, Ewelina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz