sobota, 26 września 2020

Rozdział Ósmy

 Miałam świadomość, że ta chwila nadejdzie prędzej, czy później, więc musiałam się na nią psychicznie przygotować, choć nie do końca jeszcze wiedziałam, jak powinnam to wszystko rozegrać, gdyż zupełnie nie potrafiłam przewidzieć, co zrobi Delphi, a i Draco miał z tym problem, więc musiałam przygotować się na każdą ewentualność. Malfoy mówił, że choć to wredna suka (cytuję, w życiu nie nazwałabym tak siostry), bezczelna i przed niczym się nie zatrzyma, to jednak także i dość skryta i wzbudza strach wśród śmierciożerców. 


    Moją siostrę spotkałam już następnego ranka i wpadłyśmy na siebie na korytarzu, gdy wychodziłyśmy ze swoich pokoi na śniadanie, ponieważ okazało się, że znajdują się całkiem blisko siebie. Jakoś Malfoy zapomniał wspomnieć mi wcześniej o tym fakcie. 


    Delphini zatrzymała się z ręką na klamce i uważnie zaczęła lustrować mnie wzrokiem, choć i ja robiłam to samo, ponieważ wczoraj nie miałam okazji się przyjrzeć. W bibliotece panował półmrok, a ja byłam schowana za regałem. 


Pierwsze, co rzucało mi się w oczy, to jej intensywne, srebrzyste włosy z niebieskimi pasemkami, które zdecydowanie przykuwały uwagę, a potem bystre spojrzenie, wyższości, ale również czegoś na kształt zaintrygowania, choć tego ostatniego nie byłam pewna. Wyższa ode mnie, szczupła i na pierwszy rzut oka w ogóle nieprzypominająca Bellatriks, czy Voldemorta. Dopiero gdy jej wąskie wargi wykrzywiły się w uśmiechu, zrozumiałam, że na jej twarzy widnieje ten sam grymas, który widywałam już na obliczu Czarnego Pana.


– Ty musisz być Hermiona – przerwała ciszę i podeszła bliżej. – Dostałaś włosy po matce – dorzuciła, zerkając na nią, a ja machinalnie przełożyłam kosmyk za ucho. Ogarnęło mnie zdenerwowanie. Tak, Ty zdecydowanie musisz być córką Voldemorta, bo masz tak samo paskudny wyraz twarzy, jednak nie powiedziałam tego na głos.

– Zapewne Delphini – odpowiedziałam. – Nigdy nie miałam siostry – dodałam zgodnie z prawdą, choć zdecydowanie nie pragnęłam mieć siostry morderczyni. Potem zdałam sobie sprawę, że musiało to głupio zabrzmieć.

– Jeśli myślisz, że będziemy najlepszymi przyjaciółkami, które pożyczają sobie ubrania i kosmetyki, to się grubo mylisz. Pamiętaj, abyś nie wchodziła mi w drogę, Hermiono, bo może cię to dużo kosztować – ostrzegła.

Bała się, że straci swoją pozycję. Jest ulubienicą, ale ja będąc tak blisko Harry’ego, mogę sprawić, że będę nad nią.

– Wystarczy, że będziesz pożyczać mi książki – zażartowałam, a ona wpatrywała się we mnie, jak na nienormalną. Westchnęłam cicho i wzruszyłam ramionami. – Nawet nie przyszło mi to do głowy – sprostowałam od razu. – I nie mam zamiaru ci w czymkolwiek przeszkadzać. Słyszałam o tym, co robisz – dorzuciłam; starałam się być beztroska, ale jak mam być taka, gdy mówię o morderstwach na niewinnych ludziach?

– Czarny Pan i matka są ze mnie dumni i nikt tego nie zmieni – zastrzegła. – Nich ci się nie wydaje, że będziesz lepsza, bo masz dostęp do Pottera.

– Nie zamierzam w to ingerować, Delphi. Nie traktuj mnie, jak wroga, bo nim nie jestem – cały czas starałam się utrzymywać spokojny ton. – Nie chcę też z tobą konkurować o względy rodziców, nie traktuję cię jako przeciwniczki.

– To się okaże – odparła. – Słyszałam, jak pierwszego dnia potraktowałaś Alecto, wiem, jak strofujesz Rudolfa. Myślisz, że dam się nabrać na niewinność, pod którą się skrywasz? Zapomnij, doskonale wiem, że chcesz zająć moje miejsce, skoro już teraz próbujesz rozporządzać śmierciożercami.

– Mylisz się – zaprzeczyłam. – To prawda, może i pokazałam im, że jestem ponad nimi, bo jestem, tak samo, jak ty i muszą wiedzieć, z kim zadzierają. Nic więcej się za tym nie kryje, a ty wciąż jesteś ulubienicą Voldemorta.

Delphini skrzywiła się, słysząc jego pseudonim.

– Nie boisz się wymawiać, jego imienia?

– Byłam przyjaciółką Harry’ego Pottera, on mnie tego nauczył. Delphi, słyszałam, że też jesteś inteligentna, pojmij, że nie zamierzam zajmować twojego miejsca, nie interesuje mnie to. Chcę tylko normalnego życia – ostatnie zdanie nawet było prawdą.


Widziałam, że lustrowała mnie wzrokiem, jakby próbowała wyłapać fałsz, a ja byłam ciągle gotowa, aby odeprzeć jej ewentualny atak na mój umysł, ale nic takiego się nie wydarzyło.

– Powiedzmy, że ci wierzę – powiedziała wolno. – Jednak jeśli będę miała, choć cień podejrzeń, że próbujesz mi w czymś przeszkodzić, możesz być pewna, że pożałujesz. Mam za sobą wielu śmierciożerców. Idziesz na śniadanie? – ostatnie pytanie wypłynęło z jej ust tak naturalnie, jakby wcześniej mi nie groziła.

– Jestem strasznie głodna – odparłam tylko i lekko się uśmiechnęłam, a Delphini odwzajemniła gest, wykrzywiając usta w tym voldemortwym grymasie, a potem obie ruszyłyśmy do jadalni.


***


Zaraz po posiłku planowałam doskonalić swoje oklumencyjne umiejętnosci z Malfoyem, ale nie zastałam go rano przy stole, a Bellatriks piała z zachwytu nad tym, że Draco dostał zaszczytne zadanie i na pewno świetnie sobie z nim poradzi. Dostrzegłam także to, że Narcyza była wyjątkowo niespokojna — zapewne martwiła się o jedynego syna. Sama nieco się o niego niepokoiłam i zdałam sobie sprawę, że bardzo przywiązałam się do chłopaka przez ten czas, który tutaj już jestem. Chociaż, może to nie było wcale takie dziwne, skoro był jedyną dobrą duszą, na którą mogłam liczyć w tym gnieździe węży?


Nieobecność Ślizgona sprawiła, że miałam wolny poranek i mogłam go jakoś spożytkować, choć nie miałam pojęcia jak. Nie chciałam jeszcze wracać do swojego pokoju ani niczego czytać w bibliotece. Musiałam także przemyśleć sobie kilka rzeczy, więc postanowiłam wybrać się na zewnątrz. Gdzieś już słyszałam, że Narcyza spędza wiele czasu w ogrodzie, więc pomyślałam, że się po nim przespaceruję. Świeże powietrze na pewno dobrze mi zrobi.

Pogrążona w myślach nie wiem, nawet kiedy skierowałam się w stronę sowiarnii, więc postanowiłam wejść do środka. Usiadłam na belce i obserwowałam sowy. Niektóre co i rusz gdzieś wylatywały i wracały po chwili, inne przyglądały mi się z ciekawością, a jeszcze inne w ogóle nie zwracały na mnie uwagi.

Machinalnie zamachałam nogami i spojrzała w dół i dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak wysoko się znajduję. Przez chwilę przeszedł mnie dreszcz, ale podobało mi się te miejsce i zupełnie zapomniałam o moim lęku wysokości. Był tu taki spokój, a obserwowanie tych ptaków wydało mi się nagle fascynujące.

Myślałam o Delphini i o tym, jakie będziemy miały relacje. Na pewno nie będziemy przyjaciółkami, ale naprawdę nie chciałam także mieć w niej wroga. Byłam w stanie zaakceptować fakt, że jest moją siostrą i to chyba dlatego, że nigdy jej nie posiadałam. Nie potrafiłam myśleć o Voldemorcie i Bellatriks, jako moich rodzicach, jednak o Delphi jako siostrze już tak, choć, jak na ironię niczym się od nich nie różni. Kto wie, czy nie stanie się jeszcze gorsza, bo zadatki na to już posiada. To było dość dziwne i zdecydowanie niecodzienne.

Martwiłam się też o Dracona i miałam nadzieję, że nic mu się nie stało. Bellatriks nie powiedziała, co to za misja, więc nie miałam pojęcia, czy coś nie zagraża jego życiu, zwłaszczazwłaszcza że i Narcyza wydawała się rano zdenerwowana. Wolałabym, aby Malfoy wrócił bezpiecznie, cały i zdrowy.

Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi i od razu spojrzałam w tamtym kierunku. Do środka wszedł Rudolf, którego się tutaj w ogóle nie spodziewałam. W zasadzie nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby tu przyjść. Na Merlina, czy on musi być zawsze tam gdzie ja? Chyba mnie nie śledzi, prawda?

– Panienka Hermiona – powiedział zaskoczony. – Co tu robisz?

– Siedzę, rozmyślam – odparłam. – A ty? – zapytałam podejrzliwie.

Dopiero wtedy dostrzegłam, że w dłoni ściskał list, gdy mi nim pomachał i się uśmiechnął. Ciekawe, czy to ten uśmiech tak działał na Delphi?

Rudolf wyminął mnie i podszedł do jednej z sów siedzącej na żerdzi, a potem przymocował jej list do nóżki, pogłaskał po łebku, a ta potem odleciała. A ja jakimś dziwnym trafem obserwowałam go przez cały ten czas, nawet wtedy, gdy patrzył w ślad za odlatującym ptakiem.

Po chwili odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Lustrował mnie przez chwilę, a potem podszedł bliżej i usiadł obok, choć nie za blisko.

– Mam nadzieję, że mogę? – zapytał spokojnie.

– Jeśli chcesz – odparłam i jednocześnie gorączkowo zastanawiałam się nad tym, czy powinnam wcielać w życie swój zalążek planu, który dotyczył Rudolfa. Dzięki temu mogłam zyskać jego przychylność, sprawić, że będzie robił to, co będę mu kazała i zyskam sojusznika, a z drugiej mogę stracić dobre kontakty z Delphi, jeśli się dowie, bo niewątpliwe jest to, że coś ich łączy. Co powinnam robić?

Może najpierw spróbuję wybadać, czy Delphi się nim tylko bawi, czy jednak coś do niego czuje? Tylko jak to zrobić, tak, aby nie spostrzegła się, co mam na myśli? To chyba mi nie zaszkodzi.

Bycie dla niego miłą też chyba nie będzie szkodliwe. Może urobić mi grunt pod ewentualny plan, a jak nie, to po prostu zawsze mogłam mieć lepszy humor.

Westchnęłam cicho, nie będąc pewną, co powinnam w ogóle zrobić. Kątem oka widziałam także, że Rudolf nadal na mnie patrzy, dziwne. Wolałabym jednak, aby tego nie robił. Miałam nadzieję, że się właśnie nie zarumieniłam.

– Lubię tu przychodzić – powiedział spokojnie i spojrzał się gdzieś przed siebie. – Czasami obserwuję sowy, one w przeciwieństwie do mnie są wolne – stwierdził.

– Też polubiłam te miejsce — przyznałam. - Jednak nie jesteś już zamknięty w Azkabanie – odparłam, choć gorączkowo myślałam nad tym, co jego słowa miały oznaczać. O jaką wolność mu chodzi? O to, że jest podległy Voldemortowi, czy może tylko o to, że nie może wyjść z domu, jak normalny człowiek, który nie jest poszukiwany? A może miał na myśli jeszcze coś innego? Nie zamierzałam pytać.

– To prawda, ale to nie jest wolność, jakiej bym pragnął – usłyszałam. – Rzeczywistość wiele lat temu była zupełnie inna. Lepsza.

– Nie bardzo wiem, co masz na myśli?

– Jesteś zbyt młoda, by to zrozumieć, choć nie zamierzam uwłaszczać w tym momencie twojej inteligencji – zastrzegł.

– Nie działają na mnie twoje gładkie słówka, Rudolfie, więc możesz sobie darować – powiedziałam w końcu. – Co masz na myśli?

– Kiedyś nie istniało niebezpieczeństwo, że wyjdziesz z domu i nie wrócisz, nie było żadnej ze stron.

– Wydaje mi się, że ty także nie pamiętasz tych czasów – zauważyłam, bo nie był aż tak stary*. Na pewno był kilka lat młodszy od Bellatriks, a tym samym musiał mieć najwyżej kilkanaście lat więcej, niż ja. Był chyba po trzydziestce – Wolałabyś nie opowiadać się po żadnej ze stron?

– To prawda, nie pamiętam zbyt dobrze tamtych czasów. Jednak ty nie jesteś taka święta, na jaką się kreujesz – zmienił nagle temat. – Będę szczery, wiem że próbujesz omamić Czarnego Pana, że tylko grasz – stwierdził.

– Za te słowa mogłabym cię ukarać, ja bądź mój ojciec – mój głos był chłodny i za wszelką cenę starałam się ukryć zdenerwowanie. Na pewno blefował, nie mógł tego wiedzieć. Może i nie znałam oklumencji na mistrzowskim poziomie, ale zorientowałabym się, gdyby wszedł mi do głowy i próbował uzyskać jakieś informacje. – Skąd te absurdalne wnioski, Rudolfie?

Mężczyzna parsknął śmiechem. No tak, moje pytanie rzeczywiście było wyjątkowo zabawne. Dziwne, że sama nie zwijam się ze śmiechu.

– Wybacz, ale nie wierzę w twoją nagłą przemianę i że nie jesteś lojalna wobec przyjaciół. Gryfoni chyba mają jakieś ideały, w które wierzą, prawda?

Prawda i nie mam zamiaru ich porzucić na rzecz Voldemorta i tego porąbanego świata, który próbuje wykreować z takimi, jak Rudolf.

– Nie uważasz, że jesteś zbyt bezczelny wobec mnie? – zapytałam, zamiast wypowiadać swoje myśli na głos.

– Nie mam takiego zamiaru, pani, uprzedziłem, że będę wobec ciebie szczery – sprostował natychmiast. – Nie zamierzam ci uchybiać, powinnaś jednak uważać, żebyś się czymś nie zdradziła.

– Nie mam powodów do obaw, moja rodzina nie żyje, przyjaciele znienawidzili, a Dumbledore i Zakon zapewne postrzega mnie jako zagrożenie. Pozostało mi tylko zaakceptowanie sytuacji, w której się znalazłam. To nie jest żadna gra.

– Wciąż jednak się buntujesz przeciw ojcu, tak, jakbyś miała w tym swój cel.

– Bo jestem jego córką, nie sługą, jak ty – zauważyłam, że przez chwilę na jego obliczu zagościł grymas, ale szybko znikł. Czyżby bolało go to, że musi być podległy Voldemortowi? Jednak fakt był taki, że powiedziałam to z pełną premedytacją, musiał znać swoje miejsce. – A propo mojego ojca, czy on wie, co łączy ciebie i Delphi? – zapytałam, a na mych wargach zagościł szczwany uśmiech. Nie wiedziałam jeszcze, co dokładnie zrobić z tą informacją, ale miałam świadomość, że to moje działo przeciwko Rudolfowi, bo właśnie obserwowałam, jak mężczyzna zbladł, a jego oblicze przybrało nieodgadniony wyraz twarzy, ale wydawało mi się, że tym zdaniem wygrałam tę rozmowę.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, pani – znów wrócił do oficjalnego zwrotu i po drodze zgubił gdzieś tę swoją bezczelność, a ja utwierdziłam się w tym, że ta informacja pomoże mi w ewentualnych konfrontacjach z Lestrangem. Ciekawe jak Voldemort zareagowałby na to, że coś ich łączy. Zabiłby Rudolfa, czy może nie zwróciłby uwagi na ten związek?

– Doskonale wiesz, o czym mówię – zanegowałam.

– Wybacz, ale nie rozumiem.

Kłamstwo.

– Nigdy więcej nie próbuj mnie okłamać, Rudolfie – powiedziałam stanowczo. – Widziałam was w jednoznacznej sytuacji.

– Byłaś w bibliotece – stwierdził od razu, najwyraźniej łącząc wszystkie fakty. – Ukryłaś się pod zaklęciem? No tak, jednak cię nie doceniłem. Więc czego oczekujesz, skoro już masz na mnie haka? – zapytał.

– Nie mam wobec ciebie żadnych oczekiwań, jednak pamiętaj o tym, jeśli będę musiała prosić cię kiedyś o jakąś przysługę – oznajmiłam.

– Myślałem, że chcesz, abym donosił ci na Delphi – wydawał się lekko zbity z tropu.

– Nie interesuje mnie, co robi, bądź planuje Delphi. Nie zamierzamy sobie wchodzić w drogę – rzuciłam jakby beztrosko. – Nie, nie chcę, żebyś jej szpiegował, naprawdę – dodałam, gdy jego mina wyrażała zdumienie.– No, chyba że działaby przeciwko mnie i byś o tym wiedział – zastrzegłam. – Nie chcesz, żeby coś mi się wypsnęło przy Voldemorcie, prawda?

Po tych słowach wstałam i zostawiłam Rudolfa z mnóstwem myśli. Wyglądało na to, że na razie miałam z głowy i nie będzie mi w niczym przeszkadzał.


*Nie znamy dokładnego wieku Rudolfa, ale jest podane, że urodził się przed 1964, natomiast Bellatriks w 1951, a przynajmniej tak podaje fandomowa wikipedia, więc zakładam, że jest te kilkanaście lat młodszy od Bellatriks. Natomiast Hermiona w 1979, więc to będzie zbliżona różnica, co z Bellatriks, tylko, że w drugą stronę :) 



Nie macie pojęcia, jak długo się zbierałam, żeby go wrzucić xd Rozdział nie był zbetowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz