niedziela, 17 czerwca 2018

Rozdział Trzeci

Reszta dnia minęła mi totalnie niezauważenie. Nie widziałam nikogo więcej: Bellatriks, Voldemorta, Dracona, śmierciożerców, nawet skrzata od razu odesłałam. Nie jadłam, nie piłam, nie czytałam; zupełnie tak jakbym nie istniała, a jakaś inna Hermiona funkcjonowała zamiast mnie, podtrzymując podstawowe funkcje życiowe. Byłam całkowicie wypruta z emocji, a i łzy nawet nie chciały już zdobić mych policzków, zupełnie tak, jakbym wyczerpała już ich limit. A może właśnie tak było? Może człowiek ma jakąś ograniczoną liczbę łez, którą może wylać.
Nie sądziłam, że moim rodzicom coś się stanie. Myślałam, że będą bezpieczni w naszym domu, nawet jeżeli ja nie miałam już do nich wrócić. Żywiłam nadzieję, że chociaż oni będą żyć spokojnie. Czy pragnęłam tak wiele? Byli mi najbliżsi i zrobili dla mnie tak wiele, nawet jeżeli tak naprawdę nie byłam ich biologiczną córką. George i Helen Granger dla mnie zawsze pozostaną moją najbliższą rodziną; matką i ojcem. Nie ważne, co będą mówić ci śmierciożercy, tego jednego nie będą mogli zmienić nigdy.
Mimo że pragnęłam ich bezpieczeństwa i chciałam trzymać z daleka od wojny w czarodziejskim świecie, teraz ich także straciłam, a moje serce zostało rozbite na miliony kawałków. Świadomość, że już nigdy nie ujrzę iskrzących się oczu matki i szerokiego uśmiechu ojca, sprawiała, że rozpadałam się coraz bardziej. Ból po ich stracie był zbyt wielki, zagłuszał wszystko inne.
Ciche pukanie wyrwało mnie nagle z ponurych rozmyślań. Czyżby to Narcyza się zlitowała i postanowiła do mnie zajrzeć? Ona jedyna wydawała się mieć jakieś ludzkie odruchy w tym przeklętym gnieździe żmij, choć była jedną z nich. Wciąż nie potrafiłam rozgryźć jej postępowania. Była dobra, bo mi współczuła? Chciała się przypodobać i szukała sojuszników? A może to tylko rozkaz Voldemorta? Wiedziałam, że nie była w najkorzystniejszej sytuacji, a jednak coś mi podpowiadało, że to któraś z tych dwóch ostatnich opcji była bliższa prawdzie.
Nim zdążyłam odpowiedzieć, przybysz nacisnął klamkę i zajrzał do pomieszczenia. Ujrzałam nie Narcyzę, lecz jej syna. Nie spodziewałam się go tutaj, w zasadzie nie wiedziałam, co o nim myśleć. Byłam zbyt zrozpaczona, aby poświęcić mu jakąkolwiek myśl po tym, co zrobił. Ciągle miałam przed oczami martwe ciała rodziców, a w sercu wielką ranę po ich stracie; nawet nie przyszło mi do głowy zastanawiać się nad dziwnym zachowaniem blondyna, który od zawsze mnie nienawidził i mną pogardzał. 
– Mogę? Jak się czujesz, Granger? – zapytał, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Stanął przy nich, chowając ręce w kieszeniach, a jego wzrok zatrzymał się na mnie. Wydawał mi się spokojny i znów miał ten wyraz twarzy, co wtedy w lochu; nie kpiarski, nie szyderczy, sprawiał wrażenie, jakby nigdy nie był moim wrogiem. – Nie mam zamiaru cię dobijać po tym wszystkim. Wiem, co wyprawia Czarny Pan i moja nienormalna ciotka.
– Dlaczego więc tak bardzo cię interesuję, Malfoy? Napawanie się moim cierpieniem to jedyne, co przychodzi mi do głowy – powiedziałam z przekąsem, choć zauważyłam, że nazwał Bellatriks nienormalną. Dlaczego? Dostrzegłam też, że jest jakby nieco bledszy i ma cienie pod oczami, jakby nie spał za dobrze ostatnio. W ciemnym lochu nie miałam okazji mu się przyjrzeć, zresztą wcale nie to było mi w głowie.
– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej – odparł natychmiast. – Przyszedłem z tobą porozmawiać. Być może to nie jest najlepszy moment, ale zwlekam z tym już od kilku dni – powiedział. 
– Czego chcesz? – zapytałam spokojnie. Chłopak podszedł bliżej i przysiadł obok na łóżku w stosownej odległości, widząc, że nie zamierzałam go wyrzucać z pokoju. Malfoy na chwilę rozbudził moją ciekawość, bo czego on ode mnie mógł chcieć? Nienawidziliśmy się od zawsze, tyle razy ze mnie szydził, a potem… Potem przyszedł mi pomóc i nagle pragnie rozmowy. Dlaczego? O co mu chodzi? Nie rozumiałam totalnie jego zachowania.
– Jesteś córką Czarnego Pana. Nie powiem, nigdy bym nie podejrzewał, że to właśnie ty nią będziesz…
– Chyba nie przyszedłeś próbować wkupić się w moje łaski, co? To, że jestem córką tego potwora, nie zmienia niczego. Nie rzucę mu się nagle do stóp i nie pozwolę sobie wypalić Mrocznego Znaku na ramieniu – powiedziałam hardo. Czego Malfoy ode mnie chciał? Naprawdę sądził, że kilkoma słówkami sprawi, że zapomnę o przeszłości? Chyba nie był na tyle głupi i nie myślał, że przez to, że jestem córką tego wariata, coś na tym zyska. 
– Gdybyś to zrobiła, nie byłoby tej rozmowy – odparł. – Granger, do cholery, oboje wiemy, że nie jesteś głupia i przede wszystkim, że nigdy nie zdradzisz Pottera. Możemy sobie wzajemnie pomóc.
– Niby jak? – zapytałam. Zmarszczyłam brwi w zastanowieniu i spojrzałam na Dracona. O co mu chodziło? Naprawdę nie potrafiłam go zrozumieć. I co do tego ma moja wierność wobec Harry’ego? Szukał pomocy?
– Przede wszystkim nie musimy dalej być wrogami – oznajmił. – Wiesz, dlaczego ci pomogłem? Bo jesteśmy po tej samej stronie. – Patrzył mi prosto w oczy, a ja bardzo chciałam mu wierzyć, choć nie wiedziałam, czy mówi prawdę. Co, jeśli wykonywał rozkazy Voldemorta, jeśli wyjdzie z tego pokoju i natychmiast doniesie mu o wszystkim? Nie chciałam tego, tak bardzo tego nie chciałam.
– To nie sprawi, że ci od razu zaufam. Skąd mogę wiedzieć, czy to nie Voldemort nie kazał ci się ze mną zaprzyjaźnić?
– Wcale nie oczekuję, że mi zaufasz. Chcę, żebyś wiedziała, że nie jesteś tu sama. Nie masz pojęcia, jak bardzo go nienawidzę. Nie mogę znieść, że niszczy ludzi, zabija, torturuje. Nienawidzę swojej ciotki za to, że jest tak w niego zapatrzona. Nienawidzę swojego ojca za to, że stał się jego sługą i zrobił piekło z życia matki i mojego. Nienawidzę siebie za to, że muszę nosić ten cholerny znak na ręce.
Wybałuszyłam oczy ze zdumienia, Nie spodziewałabym się takiego wyznania po Draconie Malfoyu, a przede wszystkim nie pomyślałabym o tym, że ten potwór już go oznaczył. To utwierdziło mnie jedynie w tym, że Lord Voldemort był bestią pozbawioną uczuć. On nie tylko pozbawiał życia niewinnych ludzi, on niszczył im je jeszcze, gdy istnieli.
– Jesteś śmierciożercą?! Przecież masz tylko szesnaście lat! Jak mógł to zrobić?! – wykrzyczałam zaskoczona. Ta informacja sprawiła, że jeszcze bardziej znienawidziłam Voldemorta. Fakt, nigdy nie lubiłam Malfoya, ale to, co zrobił mu ten potwór było dla mnie straszne i sprawiało, że naprawdę chciałam zrobić wszystko, aby raz na zawsze zniknął z tego świata.
– To pomysł mojej ciotki. Ja na miejsce ojca. Według niej to zaszczyt dla mnie i jednocześnie kara. Granger, on zlecił mi zadanie. Jeżeli go nie wykonam, zabije mnie i być może moją matkę. A ta wariatka wierzy, że je wykonam.
– Jakie zadanie?
Zapadła cisza. Ślizgon nie patrzył na mnie, ale widziałam, że jego pięści są zaciśnięte. Cokolwiek to było, wiedziałam, że nie sprawiało mu przyjemności. Co takiego wymyślili, że skłoniło Malfoya do odwrócenia się od rodziny?
– Muszę zabić Dumbledore’a – oznajmił w końcu. Patrzył się gdzieś przed siebie, tak jakby i do niego jeszcze nie do końca to docierało. Wiedziałam, że Malfoy tego nie chciał. Faktycznie, był dla mnie okropny, często okrutny i wielokrotnie doprowadzał mnie do łez, ale nie był jednak, aż tak zepsuty. Nie był mordercą.
– On jest szalony – powiedziałam z niedowierzaniem. Jak Voldemort mógł zrobić coś takiego? Jak mógł zlecić zwykłemu szesnastolatkowi uśmiercenie jednego z najpotężniejszych czarodziejów? To było samobójstwo.
Nagle zrozumiałam, co chłopak miał na myśli, gdy mówił, że to kara dla niego. Voldemort chciał ukarać rodzinę Malfoyów za niepowodzenie w Ministerstwie. Lucjusz siedział w Azkabanie i ktoś musiał go zastąpić. Draco nie miał wyboru.
– Teraz rozumiesz, Granger? Zrobię wszystko, aby zszedł z tego świata – powiedział. – To wszystko musi się skończyć. Inaczej nie będę mógł normalnie żyć.
– Rzeczywiście, nie musimy być wrogami – odparłam po chwili zastanowienia. – To nie zmienia jednak faktu, że nadal ci nie ufam.
– Nie oczekiwałem, że mi zaufasz.
Oboje zamilkliśmy. Musiałam sobie to wszystko przetrawić. Nie znałam Malfoya od tej strony, czy był ze mną szczery? Czy jego słowa były prawdziwe? Tak bardzo chciałam mu wierzyć. Pragnęłam mieć jakąś przyjazną duszę w tym wszystkim, jednak czy on nią był?
– Próbują cię złamać – oznajmił nagle. – Specjalnie dali ci okazję do ucieczki, miałaś usłyszeć tę rozmowę. Twoi rodzice nie przypadkowo zostali tu sprowadzeni. Gdybyś uciekła, to szantażowaliby cię nimi i musiałabyś wrócić. Potem chcieli ich zabić, żeby cię dobić. Bellatriks wierzy, że jeżeli zostaniesz sama, to cię złamią, a wówczas nie pozostanie ci nic innego, jak pogodzenie się z losem i sama będziesz chciała być wierna Czarnemu Panu.
– Przecież to niedorzeczne! Skąd ty o tym wiesz? – zapytałam podejrzliwie.
– Bo ciotka podzieliła się ze mną swoim genialnym planem – odparł. – Jest szalona i ma ogromny wpływ na Czarnego Pana – dodał. – Nie jestem pewien, co ich łączy, ale jeżeli ten gad jest zdolny do miłości, to w pewien sposób kocha tę wariatkę, a ona jest jeszcze bardziej w niego zapatrzona. 
– To jest chore – mruknęłam. Nie wyobrażałam sobie ich dwojga w zestawieniu żadnych ludzkich uczuć. Było to dla mnie niepojęte. Jakim cudem ktoś tak okrutny byłby zdolny do miłości? Być może Voldemort cenił Bellatriks, ale na pewno jej nie kochał. Niemożliwe, aby to potrafił. Jednak nawet nie zamierzałam się zastanawiać nad tą niedorzecznością.
– Wszystkie dzieci śmierciożerców to przeżywają, tylko że my mamy lata na przywyknięcie do tej sytuacji, a ty zostałaś rzucona na głęboką wodę, prosto w kłębowisko żmij. Ja wiedziałem, że będę musiał mu służyć, tak jak i inni. Nie sądziłem jednak, że to stanie się tak szybko – dopowiedział. – Ale tobie prawie udało się uciec i zlikwidowałaś jednego z jego sługusów.
Jego słowa podziałały na mnie niczym kubeł zimnej wody. Draco Malfoy właśnie mi uświadomił, że sama miałam krew na rękach, że zabiłam człowieka. Byłam tak pogrążona w rozpaczy po stracie rodziców, że całkowicie wypchnęłam to zdarzenie z pamięci. Wypłakiwałam oczy, a tymczasem sama odebrałam komuś bliską osobę. Śmierciożerca czy nie, na pewno miał jakąś rodzinę: rodziców, żonę, może i dzieci. A ja pozbawiłam go życia, sprawiłam, że inni cierpią tak, jak ja teraz. Jestem cholerną egoistką.
– Nawet nie próbuj zadręczać się z tego powodu, Granger – rzucił ostro. Musiał dostrzec, że mój wyraz twarzy zmienił się diametralnie.
– Jestem morderczynią – wyszeptałam.
– Zabiłaś go przez przypadek, nie wierzę, że zrobiłabyś to z premedytacją.
– To niczego nie zmienia.
– To zmienia wszystko, Granger. Nie jesteś taka jak oni – powiedział. – Nie myśl o tym. Pamiętaj, że gdyby nadal żył, być może zdążyłby pozbawić życia dziesiątki innych osób.
Wiedziałam, że poniekąd miał rację. Śmierciożercy nie mieli oporów przed zabijaniem i torturowaniem. Mężczyzna, który tak niefortunnie uderzył głową w kamień po mojej klątwie, zabiłby jeszcze wielu. Być może ocaliłam innych, ale to nie zmieniało faktu, że miałam krew na rękach, że nie różniłam się niczym od nich.
– Zostawię cię – rzekł, nagle wstając. – Miałaś ciężki dzień, Granger – powiedziawszy to, wyszedł. Nie wiedziałam, co o nim myśleć. Nie miałam pojęcia, na ile mogłam mu wierzyć, zaufać…
– Grabku – powiedziałam cicho, ponieważ przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Nie chciałam wykorzystywać skrzata, ale musiałam mieć pewność. Stworzenie pojawiło się przy mnie z cichym trzaskiem. – Zrobisz coś dla mnie, Grabku?
– Grabek zrobi wszystko dla panienki – zapiszczał
– Musisz śledzić Dracona, chcę wiedzieć, co będzie dzisiaj robił, ale on nie może cię zauważyć.
– Jak panienka rozkaże – powiedział ucieszony z powierzonego zadania, po czym zniknął. Obym się nie zawiodła, a Draco naprawdę okazał się nie wrogiem, lecz sojusznikiem. Tych pierwszych miałam tutaj już wystarczająco wiele. 

***

Kolejnego dnia obudziłam się w równie parszywym nastroju, w którym trwałam dnia poprzedniego. Ból po stracie rodziców nadal był ogromny, ciągle nie potrafiłam pogodzić się z tym, że ich już nie ma. Najgorsze było to, że zginęli przeze mnie. Gdybym nie próbowała uciec, być może jeszcze by żyli, może udałoby się ich uwolnić. Miałam ich krew na rękach i nie potrafiłam nic z tym zrobić. Przecież nie mogłam cofnąć czasu…
Gdy Grabek przyniósł mi rano śniadanie, poinformował mnie, że Malfoy po rozmowie ze mną udał się do swojego pokoju i już z niego nie wychodził. Skrzat zapewniał, że dyskretnie sprawdził, co robi i na pewno z nikim się nie kontaktował. Odetchnęłam z ulgą. Jeżeli słowa Grabka były prawdziwe, to jest szansa, że Malfoy rzeczywiście był ze mną szczery. Przynajmniej chciałam w to wierzyć.
Nagle rozległ się trzask, który wyrwał mnie z zamyślenia. Zatrzymałam się gwałtownie w pół kroku. Nawet nie spostrzegłam, kiedy zaczęłam nerwowo przechadzać się po pokoju. Odwróciłam się w kierunku źródła hałasu, a na środku pomieszczenia ujrzałam skrzata domowego, który jak zwykle kłaniał mi się do samej ziemi. Oh, jak ja nienawidziłam tego, że te biedne stworzenia są zmuszane do tak bezwzględnego posłuszeństwa!
– Pani Narcyza prosi, aby panienka natychmiast przyszła do biblioteki – poinformował nieco skrzekliwym głosem.
– Mówiłam, żebyś nie nazywał mnie panienką, Grabku – westchnęłam. Próbowałam go tego oduczyć, tak jak pokłonów, ale byłam bezsilna. – Możesz mnie zaprowadzić? – zapytałam. Nie miałam pojęcia, gdzie w tym ogromnym dworze znajduje się biblioteka. Poszłam za skrzatem, gdy ten ochoczo pokiwał głową gotów spełnić kolejną prośbę.
Prowadził mnie przez kilka korytarzy, musiałam trzy razy skręcić i zejść na dół. Starałam się zapamiętać drogę oraz poznać ten dom zawsze, kiedy tylko musiałam gdzieś wyjść. Sama nie odważyłam się jeszcze po nim spacerować, przecież mogłam natknąć się tu na śmierciożerców i Voldemorta, a ich wolałam nade wszystko unikać.
Gdy weszłam do środka, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to książki, a w zasadzie to ogromna ich ilość. Byłam niemalże pewna, że oczy zaświeciły mi się na ten widok. Aż dziw, że jeszcze tu do tej pory nie dotarłam. Miałam ochotę podejść do pierwszego z brzegu regału i sprawdzić, jakie lektury się na nim znajdują, ale wtedy powstrzymał mnie skrzekliwy głos skrzata. 
– Musi panienka iść dalej, do środka. – Wskazał mi jedno z przejść między regałami. Najwyraźniej nie miał zamiaru dalej mnie prowadzić.
– Dobrze, dziękuje ci, Grabku – powiedziałam uprzejmie. Choć nie potrafiłam im wyperswadować służby czarodziejom, próbowałam przynajmniej okazywać im wdzięczność. – Możesz odejść – dodałam. Zgodnie z wskazówkami skrzata ruszyłam dalej między półkami, w głąb biblioteki, gdzie, jak się po chwili okazało, była kolista przestrzeń pozbawiona regałów, a zamiast tego znajdował tam się okrągły stół i kilka foteli. Z trudem powstrzymywałam się przed tym, aby nie sięgnąć po jakieś tomiszcze.
– Narcyzo? – zapytałam, rozglądając się niepewnie. Dopiero wtedy dostrzegłam postać obecną w pomieszczeniu i bynajmniej nie była to Narcyza Malfoy. Jeden z foteli został zajęty przez profesora Snape’a, którego nie spodziewałam się ujrzeć.
– Dzień dobry, panie profesorze – powiedziałam spokojnie. Czyżby przysłał go Dumbledore? Może uda mu się mnie stąd wydostać? Na Merlina, czy te wszystkie wydarzenia odebrały mi mózg? Przecież wiedziałam, że profesor Snape był w Zakonie Feniksa. Jak mogłam o tym zapomnieć? Jak?! A jednak, ale teraz tutaj był po to, aby się ze mną spotkać. Chyba po raz pierwszy przez te dni zakiełkowała we mnie prawdziwa nadzieja. Wreszcie miałam możliwość porozmawiać z kimś, komu ufałam i jest prawdopodobnie w stanie mi pomóc. Ogarnął mnie chwilowy spokój i jakby poczucie bezpieczeństwa, co wydawało się paradoksalne, biorąc pod uwagę fakt, iż miałam przed sobą Postrach Hogwartu. Harry i Ron na pewno by mnie wyśmiali, gdyby wiedzieli, że Snape skojarzył mi się z bezpieczeństwem. Poczułam dziwne ukłucie w okolicach serca na myśl o przyjaciołach. Tęskniłam za nimi i co będzie, jak się dowiedzą o tym wszystkim?
– Dzień dobry, Granger – odparł chłodno, czym wyrwał mnie z rozmyślań, w których się pogrążyłam. – Siadaj – dodał, widząc zapewne, że wciąż stoję, zatracona w swoich rozważaniach. – Nikt nie wie, że tu jestem, jedynie Narcyza i wolę, aby tak pozostało – wyjaśnił krótko, a ja pokiwałam głową na znak zgody. W żaden sposób nie chciałam zagrozić jego pozycji szpiega. – Z tego, co wiem, nic ci nie zrobili.
– Nie, panie profesorze, fizycznie mi nie zrobili niczego, ale... zabili moich rodziców – odpowiedziałam, starając się, aby głos mi się nie załamał.
– Słyszałem już o tym – odpowiedział tonem jak zawsze obojętnym, choć niczego innego się po nim nie spodziewałam. 
– Jedynie mnie ostrzegają, jeżeli powiem zbyt wiele. I… – zawahałam się. Nie chciałam nawet o tym myśleć. – Voldemort kazał uczyć mi się czarnej magii. Powiedział, że jeżeli tego nie zrobię, to mnie do tego zmusi.
– Nie radziłbym ci się buntować, nawet jeżeli Czarny Pan jest w tak miłosiernym nastroju – odparł Snape. – Dużo ci pobłaża, a nigdy nie pozwala, aby ktoś sprzeciwił się jego słowom, więc uważaj, Granger.
– Wiem, że oni oboje są szaleni – powiedziałam szybko. – Nie chcę się jej uczyć. Nie chcę oszaleć. Nie może pan spróbować odwieść go…?
– Granger, czyś ty się zamieniła na mózgi z Longbottomem? – zapytał rozeźlony, a jego wzrok mówił sam za siebie. Wiedziałam, że miał rację. Byłam totalną idiotką.
– Nie, ma pan rację – powiedziałam szybko. – Przepraszam – dodałam nieco skruszona.
– Dumbledore o wszystkim wie, nie możemy jednak cię stąd teraz zabrać bez wzbudzania podejrzeń – wyjaśnił. – Póki tu jesteś, musisz jakoś sobie radzić. Na twoją korzyść działa fakt, że nic ci jeszcze nie zrobili, więc nie nadwyrężaj za bardzo cierpliwości Czarnego Pana i wykonuj jego polecenia. Niech myśli, że się poddałaś i zaakceptowałaś sytuację. Dyrektor chce… abyś zbierała informacje – dodał, spoglądając na mnie.
– Mam być szpiegiem Zakonu? – zapytałam przerażona. Co, jeśli sobie nie poradzę i czymś się wydam?! Przecież to bardzo odpowiedzialna misja!
– Szpiegowanie zostaw mi, Granger – odparł stanowczo. – Choć Dumbledore to sugerował, nie zgadzam się na to – dodał. Wydawało mi się, że jest rozeźlony tym pomysłem. – Nie będziesz się w to pakować, jednak miej oczy i uszy szeroko otwarte. Jeden szpieg w Zakonie wystarczy. Ponadto nie jesteś gotowa, aby podjąć się takiego odpowiedzialnego zadania.
Czy on właśnie zasugerował, że nie jestem odpowiedzialna? Nie zgodziłabym się z tym, jednak nie odezwałam się na ten temat. Nie miałam zamiaru kłócić się z profesorem Snape’em.
– Więc mam być posłuszna i robić wszystko, co mi każą? – zapytałam, analizując jego słowa.
– Masz nie wzbudzać podejrzeń i sprawić, żeby myśleli, że jesteś po ich stronie. Nie muszę ci chyba mówić, że gdybyś z dnia na dzień zmieniła swoje nastawienie, wydałoby się to podejrzane. Zwłaszcza po tym, co się stało.
– Nie jestem idiotką, profesorze – powiedziałam szybciej, niż zdążyłam się zastanowić nad słowami. Spojrzał na mnie z politowaniem, a ja niemal skuliłam się pod tym spojrzeniem.
– Doprawdy, Granger? – zapytał niedowierzająco. 
– A co z czarną magią? – zapytałam, chcąc zmienić temat. – Nie chcę oszaleć. Nie chcę być taka jak Voldemort i Bellatriks.
– Nie oszalejesz, Granger – uspokoił mnie. – Zacznij od czegoś lekkiego, nie porywaj się od razu na najczarniejszą magię, to nic ci nie będzie.
– Nie chcę się tego uczyć – powiedziałam. – Czarna magia… ona mnie przeraża – dodałam cicho.
– Panna Wiem-To-Wszystko nie chce się czegoś uczyć? Nie sądziłem, że doczekam tego dnia – powiedział tonem, którego u niego nienawidziłam. Zawsze zwracał się tak do uczniów, którzy popełnili jakąś głupotę albo czegoś nie potrafili. – Masz nie wzbudzać podejrzeń i robić to, co ci każe Voldemort. Granger, czy ja naprawdę muszę się powtarzać? – dodał nieco zirytowany.
– Zrozumiałam wszystko, panie profesorze – odparłam, nie chcąc go bardziej denerwować, przecież chciał mi pomóc przeżyć jakoś w tym gnieździe węży. – Tylko ja… Nie wiem, czy jestem w stanie...
– Spróbuj się jej uczyć, aby Czarny Pan widział, że wykonujesz jego polecenia, w Hogwarcie pomogę ci z czarną magią – dodał spokojniej. Co to za akt nagłego miłosierdzia z jego strony? Tego się nie spodziewałam. – I naprawdę, nie oszalejesz. 
Snape wyciągnął nagle różdżkę i machnął nią, a po chwili gdzieś z odległego kąta biblioteki przyleciała zakurzona książka, która cicho opadła na stolik.
– Zacznij od tego, to pomoże ci ją zrozumieć, później naucz się kilku lekkich zaklęć; znajdziesz je w tej książce. Może to, choć na chwilę uśpi czujność Czarnego Pana – dodał, ale nie wydawało mi się, aby wierzył w swoje słowa.
– Dziękuję, profesorze – odparłam z wdzięcznością, nie komentując jego zachowania. – Co z Narcyzą Malfoy? – zapytałam nagle. – Jest jedyną osobą, która zdaje się rozumieć, że nie chcę tu być i nie zmusza mnie do uwielbiania Voldemorta. Nie wiem jednak, czy nie robi tego wszystkiego na jego rozkaz – dodałam, ponieważ taka myśl od początku chodziła mi po głowie. – Momentami wydaje mi się po prostu… głupia. Jakby nie wiedziała, co robi. Myśli pan, że to przez to, że Malfoyowie stracili w oczach Voldemorta?
– Narcyza jest jedyną osobą, na której w pewien sposób możesz polegać, jednak głupotą jest jej całkowicie zaufać. Malfoyowie są w niełasce, a ona szuka wsparcia. Być może mimo wszystko próbuje wzbudzić w tobie współczucie albo widzi cię jako ostatnią deskę ratunku. Jak myślisz, Granger, do kogo się zwróci, jeżeli będzie potrzebowała pomocy? Jesteś przecież córką Czarnego Pana, dostosuj się, a będziesz ponad śmierciożercami.
Pomyślałam nagle o Alecto Carrow, która momentalnie zmieniła swoje nastawienie do mnie po tym, gdy dowiedziała się, kim jestem. Była przerażona tym, że źle potraktowała córkę swojego pana. Snape miał rację, mogłam to obrócić na swoją korzyść. Przecież gdy próbowałam uciec, śmierciożerca także wykonywał moje polecenia.
– Rozumiem, profesorze – powiedziałam, analizując jego słowa. Musiałam obmyślić jakiś plan. – A Draco?.
Przez chwilę wydawało mi się, jakby wyraz twarzy Snape’a uległ zmianie, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Potrafisz oklumencję, Granger? 
– Znam podstawy. Próbowałam się jej uczyć na własną rękę, ale nie wiem, czy potrafię bronić przed kimś umysł. Nie miałam okazji tego sprawdzić.
Gdy tylko skończyłam mówić, od razu poczułam, że nauczyciel próbuje wedrzeć mi się do głowy. Natychmiast przywołałam w pamięci wielki mur zbudowany z masywnych, ciężkich tomiszczy, ale bardzo szybko zaczął trawić je ogień, a moja zapora wkrótce przestała istnieć. Pomyślałam o nudnej lekcji historii, ale na nic się to zdało, bo od razu w głowie pojawiły się wspomnienia ostatnich dni, choć próbowałam zepchnąć je w głąb umysłu.
– Mur z książek, to dobra podstawa, choć nie trwała, spróbuj to jakoś umocnić. Szłaś w dobrym kierunku ze wspomnieniem z lekcji, jednak jesteś zbyt słaba, aby utrzymać to, co ty chcesz pokazać. Potrzebujesz praktyki – pokiwałam głową, chłonąc jego słowa. – Niech Draco jak najszybciej zacznie cię uczyć, nie możesz go wydać. Dopiero wtedy dowiesz się reszty.
– Więc mówił prawdę – powiedziałam cicho.
– Rozmawiałaś z nim?
– On mi wczoraj pomógł, gdy… Bellatriks zabiła moich rodziców.
– Ile powiedział ci Draco? – zapytał ostrym tonem. Zupełnie tak, jakby nie chciał, abym się o nim dowiedziała.
– Wiem, że jest po naszej stronie i musi zabić profesora Dumbledore’a.
– Głupiec. Powinien najpierw się dowiedzieć, czy umiesz chronić te informacje – stwierdził Snape. – Musicie jak najszybciej rozpocząć naukę – polecił nauczyciel. I wtedy zrozumiałam natychmiast, że gdyby Voldemort albo Bellatriks chcieli zajrzeć mi do głowy, od razu wydałabym zarówno Dracona, jak i profesora Snape’a. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak wiele ryzykował tą rozmową.
Nie podobało mi się jednak w ogóle to, że to Malfoy miał mnie uczyć. Pamiętam opowieści Harry’ego. Wiedziałam, jak wygląda nauka oklumencji, sama też o tym czytałam i nie chciałam, aby Draco grzebał mi w głowie. Rozumiałam jednak, że zachował się nieodpowiedzialnie, rozmawiając ze mną. Tak samo, jak i ryzykował teraz profesor Snape. Gdyby Voldemort przypadkiem zajrzał do mojej głowy, bez problemu wyciągnąłby te informacje, dowiedziałby się o tej rozmowie. To wystarczyłoby, aby zdradzić, po której stronie tak naprawdę jest nauczyciel. Oczywiście, jest inteligentny i byłam pewna, że wymyśliłby coś, żeby przekonać go, że to tak naprawdę gra, że próbuje zdobyć moje zaufanie i udaje wysłannika Albusa Dumbledore’a. Z drugiej strony już samo to wystarczyło, aby rzucić na niego podejrzenie, a Voldemort mógł wtedy nabrać wątpliwości. Tego zdecydowanie nie chciałam. 
– Czy to musi być on? – zapytałam jednak. Rozumiałam, że sytuacja jest poważna, ale może jest ktoś inny. Czy mogłam mieć chociaż cień nadziei na to?
– Nie, Granger. Za drzwiami czeka kolejka prywatnych nauczycieli gotowych cię uczyć – ironizował, a ja poczułam się nieswojo. Zawsze tak robił, gdy ktoś wykazywał się skrajną głupotą. Tyle razy widziałam, jak kpił z Harry’ego, Rona, Neville’a i innych na swoich zajęciach. Na Merlina, czy naprawdę pozostawał mi tylko Malfoy?
– A pan? – zapytałam cicho. Naprawdę, z dwojga złego już wolałabym, aby był to Snape. Jemu przynajmniej ufałam. – Nie mógłby pan…
– Nie, Granger – odparł tym razem spokojniej, bez kpiny. – Nie mogę zbyt często się tu pojawiać, jeżeli nie jestem wezwany, a wy musicie ćwiczyć codziennie. Porozmawiam z Draconem, postaram się, aby nie uprzykrzał ci bardziej życia.
– Nie usłyszałam od niego ani jednego złego słowa odkąd tu jestem i mi pomógł. Naprawdę mogę mu wierzyć?
– Na Merlina, Granger, której części stwierdzenia, że jest po naszej stronie, nie rozumiesz? 
– Tylko ciężko mi w to uwierzyć – odparłam. – To wszystko jest takie nierealne. Zabili mi rodziców, Malfoy jest po naszej stronie, a ja jestem córką tego potwora. To wszystko…
Nie mogłam dalej mówić, nie potrafiłam i wstrząsnął mną szloch, nad którym nie umiałam zapanować. Nie chciałam się rozkleić przy profesorze Snape’ie, ale nie potrafiłam powstrzymać łez.
– Na litość Merlina, Granger! Nie becz, durna dziewczyno – powiedział ostro.
– Prze… Przepraszam, profesorze – wyjąkałam, próbując wytrzeć łzy. – To wszystko jest takie trudne...
– Granger, dobrze wiesz, że nie jestem tutaj od pocieszania cię. No już, otrzyj te łzy – dodał nieco łagodniej, potem ku mojemu zdziwieniu podszedł do mnie i dał mi chusteczkę, którą wyczarował chwilę wcześniej. – Spójrz na mnie, Granger – powiedział, a ja wykonałam jego polecenie, pomimo łez. Nawet nie zauważyłam, kiedy jego oczy znalazły się na wprost moich. – Musisz być silna, rozumiesz? Musisz wziąć się w garść i zapanować nad swoimi emocjami. Nie możesz pozwolić im, aby cię złamali, nie możesz się poddać. Stałaś się ważnym ogniwem w tej wojnie i dzięki tobie Potter może pokonać Voldemorta. Musi uwierzyć, że jesteś córką, na której może polegać, nie może mieć wobec ciebie żadnych podejrzeń, dlatego musisz wziąć się w garść – powtórzył dobitnie. – Granger, na Merlina, czy rozumiesz, co do ciebie mówię? 
– T-tak – wyjąkałam, ocierając łzy. – Tylko to wszystko jest trudne.
– Oczywiście, że to będzie trudne! Czego ty się spodziewałaś? Czy porwanie przez Czarnego Pana sprawiło, że wyparował ci mózg? – zapytał zgryźliwie. – Myśl dziewczyno, myśl.
Nie odpowiedziałam. Snape miał rację. Nie mogę się poddać. Otarłam łzy i próbowałam powstrzymać kolejne. Skoro już znalazłam się w takiej parszywej sytuacji, to muszę zrobić wszystko, aby z niej skorzystać i pomóc w jakiś sposób Harry’emu pokonać Voldemorta. Jednak… Coś mi się w tym wszystkim nie zgadzało.
– Panie profesorze, czegoś nie rozumiem – powiedziałam. – Co to znaczy, że Harry musi pokonać Voldemorta? Kto to wymyślił? Profesor Dumbledore? To jakiś większy plan na zniszczenie go? – zaczęłam zadawać pytania, jak najęta. Wydało mi się to dość dziwne.
Nauczyciel posłał mi jakby zaskoczone spojrzenie, jakby był zdumiony moim pytaniem. Z jego ust wydobyło się ciche westchnienie.
– Rzeczywiście, nie masz o tym pojęcia. Powinnaś dowiedzieć się tego od Pottera, o ile Albus już mu o wszystkim powiedział, ale w obecnej sytuacji… – przerwał. – Posłuchaj mnie uważnie, Granger, i nie powtarzaj nikomu. Istnieje pewna przepowiednia dotycząca Pottera i Czarnego Pana. Poniekąd dlatego zostaliście zwabieni do Ministerstwa, porwanie ciebie nie było jego jedynym celem. 
– To ta przepowiednia, która się potłukła? Lucjusz Malfoy próbował ją zabrać Harry’emu – powiedziałam, przypominając sobie zdarzenia z tamtego dnia. Co takiego w niej było, że Voldemort tak bardzo jej pragnął?
– Tak, Granger. Czarnemu Panu nie udało się jej zdobyć, jednak są osoby, które wiedzą, co ona zawierała. Krótko mówiąc albo Czarny Pan zabije Pottera, albo Potter jego, ponieważ obaj nie mogą żyć.
– Ale, ale dlaczego?!
– Granger, czy ja ci wyglądam na wróżkę? Tak po prostu jest!
To było… straszne. Jak ktokolwiek może kogokolwiek zmusić do zabicia drugiej osoby? Voldemort jest okrutnym mordercą i nie zasługuje na nic innego, jak śmierć, ale dlaczego musi to zrobić akurat Harry? Przecież mamy zaledwie szesnaście lat! Jak ma poradzić sobie przeciw niemu? Na Merlina! Dlatego ja mu muszę pomóc! Muszę zdobyć zaufanie Voldemorta, aby Harry wiedział o każdym jego kroku, a to nie będzie proste.
– Nie mogę zostać tu zbyt długo, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wiesz, co masz robić. Uważaj na siebie, Granger – powiedział i skierował się do kominka, aby odejść. Zanim jednak wskoczył w płomienie, odwrócił się jeszcze i spojrzał na mnie.
– Potrafisz wyczarować mówiącego Patronusa? – zapytał, a ja skinęłam głową. – Gdyby coś się stało, poinformuj mnie, nie Dumbledore’a, czy Pottera. Pamiętaj, że to ostateczność i nie zawracaj mi głowy głupotami – dodał, a ja widziałam, że spojrzał na książkę od czarnej magii, którą kazał mi przeczytać. No tak, w jego mniemaniu to błahostka. 
– Będę pamiętać, profesorze. Dziękuję, że pan przyszedł.
Nie odpowiedział. Zamiast tego wrzucił garść proszku Fiuu w płomienie, a potem mamrocząc coś pod nosem, wkroczył w trzaskający ogień.
Troszkę się zeszło, ale już jest nowy rozdział! Komentarze pozostawiam Wam :).

7 komentarzy:

  1. Muszę rzucić dupą na to, jak długo musieliśmy czekać, żeby rozdział się pojawił. Jak tak dalej pójdzie, fabułę poprzednich rozdziałów będziemy sobie przekazywać z pokolenia na pokolenie, a epilog pojawi się pięćdziesiąt lat po mojej śmierci! A tak na poważnie zastanów się nad trochę inną techniką publikowania. Może napisz sobie kilka rozdziałów na zaś i publikuj je raz na jakiś czas, żeby mieć czas na pisanie kolejnych, a czytelnicy nie musieli czekać pół roku na kolejny rozdział, ponieważ zapominamy, co działo się wcześniej. Tym bardziej, że piszesz naprawdę króciutkie rozdziały, które przemykają przez mózg z prędkością światła. Dlatego albo dłuższe rzadziej, albo krótsze częściej. Krótko i rzadko praktycznie zawsze równa się zapominanie poprzednich rozdziałów.
    Aha, jeszcze zanim przejdziemy do fabuły, chciałabym zwrócić uwagę na odstępy między każdym akapitem. Widać to, kiedy zaznaczysz tekst. Domyślam się, że to po to, żeby wszystko było bardziej przejrzyste, ale nie osiągniesz tego spacjami czy enterami. Dam ci na to kod, ale kiedy już wkleisz tekst do bloggera, musisz wejść w zakładkę html i tam montować go przed każdym nowym akapitem. Trochę czasochłonne, ale przynajmniej wygląda przyzwoicie. Spróbuj, jak nie zadziała, dam ci inny.
    (pierwsze słowo bez spacji pomiędzy literami)

    W tym odcinku Snape miał przyjść na rozmowę z Hermioną, dobrze pamiętam?
    Te łzy zdobiące policzki w narracji pierwszoosobowej i dodatkowo w opisie samej siebie są trochę na wyrost, wystarczy, że nie miała siły już płakać. :)
    Hermiona nadal przebywa w areszcie domowym. W momencie, kiedy przyszedł do niej Malfoy, naszła mnie myśl, czy masz dokładny plan na to, jak dalej potoczy się to opowiadanie? Pisząc „dalej”, mam na myśli nie pięć czy dziesięć kolejnych rozdziałów, a np. 2/3 opowiadania i jego końcówkę. Bo nie wiem, z czego to wynika, ale opisujesz ten areszt domowy w taki sposób, żeby coś przeciągnąć, ugrać trochę czasu, żeby wymyślić, co dokładnie ma być osią fabuły. Może się mylę, ale dwa pierwsze rozdziały były tak bardzo o niczym, że zaczynam mieć wątpliwości co do istnienia twojego planu, a wiadomo, że to właśnie pierwsze rozdziały są najlepszą wizytówką autora. Tym bardziej w fanfiku z parą, która jest już tak bardzo zużyta przez fanów. Możesz mieć znakomite opowiadanie od piętnastego rozdziału w górę, ale co z tego, skoro potencjalny czytelnik przyjdzie, przeczyta trzy pierwsze rozdziały, stwierdzi, że nic się w nich nie dzieje i porzuci opowiadanie. Nie oznacza to, że musisz nawalać akcją na prawo i lewo, ale jeśli już decydujesz się na spokojniejsze sceny, gdzie stawiasz na emocje, postaraj się, żeby były one autentyczne. Jak np. w spotkaniu z Malfoyem. Brakuje mi w nim dynamizmu. Jest mnóstwo tego, co Hermiona o nim sądzi, dużo opisów typu „przysiadł się, popatrzył, był bledszy niż zwykle”, co przetykasz pytaniami „Co on mógł ode mnie chcieć?”, „O co mu chodzi?”, „Po co przyszedł?”. I wszystko fajnie, ale brakuje autentycznych odczuć. Te pytania retoryczne naprawdę obniżają poziom tekstu i kompletnie niczego nie wnoszą, są praktycznie po każdej wypowiedzi, z czego sama wypowiedź zajmuje pół linijki, a te pytania dwie kolejne. Zamiast nich lepiej brzmiałyby jakieś teorie Hermiony. To prędzej by pokazało, że MYŚLI i ZAKŁADA jakiś przebieg zdarzeń, a nie tylko udaje. I nie chodzi tylko o pytania. Wiesz, co dokładnie mam na myśli? Tego typu nienaturalne opisy:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Ta informacja sprawiła, że jeszcze bardziej znienawidziłam Voldemorta. Fakt, nigdy nie lubiłam Malfoya, ale to, co zrobił mu ten potwór było dla mnie straszne i sprawiało, że naprawdę chciałam zrobić wszystko, aby raz na zawsze zniknął z tego świata” — Hermiona dowiaduje się o tym, że Draco ma Mroczny Znak. Reaguje gwałtownie i ewidentnie jest w szoku, więc po co ten opis? Nie lepiej zostawić go sobie na moment, kiedy Hermiona już trochę się uspokoi, Malfoy sobie pójdzie, a ona zostanie sam na sam ze swoimi myślami? W takiej sytuacji zalecam opis uczuć, tego, co dzieje się w jej wnętrzu — jakiegoś szybszego rytmu serca, bolesnego uścisku w żołądku, guli w gardle, wrażenia wejścia stopą na fałszywy stopień. W końcu od czegoś masz tę narrację pierwszoosobową. Nie bój się opisów, które poruszają fizjologię.
      Malfoy trochę za szybko otworzył się przed Hermioną. Tamta sprawdziła granice i wie, jak daleko jest w stanie się posunąć i nie zginąć (próba ucieczki w poprzednim rozdziale), natomiast Malfoy jest tylko pionkiem. W tej sytuacji to on, nierozważnie odkrywając swoją prawdziwą twarz, naraża się na niebezpieczeństwo. Przecież gdyby wyszło, co Draco myśli, prawdopodobnie natychmiast zostałby zabity, a wcześniej torturowany za próbę spiskowania z Hermioną. Co innego Snape, on zawsze od bidy mógł się zasłonić udawaniem agenta Dumbledore’a, poza tym był dużo bardziej doświadczony. Natomiast krok Malfoya uważam za bardzo nieprzemyślany, wręcz głupi (zważywszy na to, jak jest inteligentny i cwany). Chyba że to tylko próba „podjudzenia” Hermiony i Malfoy ją wkręca. Niemniej jednak nazwanie Voldemorta gadem Malfoyowi wyszło. XD
      Bardzo podoba mi się podejście Hermiony do skrzatów. To, że — mimo żałoby i ogólnej parszywości sytuacji, w jakiej się znalazła — nadal nie zapomina o szacunku i w pewnym sensie nadal próbuje je nawracać, chociaż wszyscy znajdują się w domu śmierciożerców.
      Co do sceny w bibliotece: gdyby nie świadomość, że Snape rozmawia z Hermioną — całkiem rozgarniętą i bardzo rozsądną, zdolną czarownicą — można byłoby ją uznać za całkiem udaną, jednak zrobiłaś z Granger taką babską wersję Neville’a. Boi się, martwi się, że nie podoła, do tego dzieli się tym ze Snape’em… A gdzie jej ambicja? Przecież Hermiona nie jest głupia, ze słów Snape’a można bez trudu wywnioskować, że Voldemortowi zależy na jej STARANIU SIĘ, nie na jakichś spektakularnych efektach. Przynajmniej na początku. Pamiętaj, że piszesz o Hermionie. Kilka wytartych, powielanych przez każde opko Sevmione frazesów typu „na widok tylu książek nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wziąć jednej z nich do rąk” nie sprawi, że postać, o której piszesz, będzie Hermioną. Co najwyżej OC-ką, która próbuje ją udawać.

      Usuń
    2. Totalnie rozwaliła mnie jedna wypowiedź:
      „– Potrafisz oklumencję, Granger?”. Nie jest to błąd, ale brzmi tak źle, TAK POTWORNIE ŹLE, przynajmniej w ustach Snape’a. Nie lepiej brzmiałoby „znasz”? Albo „słyszałaś o”? Swoją drogą — to naprawdę dziwaczne, że Snape pyta o oklumencję dopiero wtedy, kiedy powiedział jej o planie Dumbledore’a. XD I wyzywa Malfoya od głupców, podczas gdy sam popełnia dokładnie taki sam błąd.
      Hehe, logika Hermiony z twojego opka:
      >bóldup, że Harry kiepsko radzi sobie z oklumencją i nie chce dla swojego dobra się jej uczyć, bo brzydki Snape grzebie mu w głowie
      >w obliczu zagrożenia sama nie chciej uczyć się oklumencji, bo brzydki Draco będzie grzebał ci w głowie
      Ten rozdział jest faktycznie dłuższy niż dwa poprzednie, ale czy wnosi coś więcej do fabuły? To tak naprawdę dwie średnio długie scenki, które mogłyby być co najwyżej wstępem do czegoś dłuższego. Nie wiem, być może po ilości wydarzeń, które potrafiłaś wprowadzić na raz do jednego rozdziału w „Wybrańcu”, oczekuję od ciebie więcej niż od typowej autorki fanfika Sevmione, dlatego jestem trochę rozczarowana, że to już trzeci rozdział, a nadal nic się nie dzieje. Wszystko to, co do tej pory tu opublikowałaś, spokojnie mogłabyś zlepić w jeden dłuższy rozdział.
      Mam nadzieję, że na kolejny poczekamy krócej niż trzy miesiące. XD
      http://kochanek-muz.blogspot.com

      Usuń
    3. Wiem, wiem, wiem długo nie było. Aż się boje, co będzie, gdy wrzucę na Wybrańca coś nowego, choć jeszcze nie wiem kiedy xdd. Przyznaję, że zostawiłam niedokończony rozdział na długi czas, choć niewiele mi brakowało i jakoś tak samo wyszło. Zabrałam się za pisanie tekstu autorskiego, innego ff, którego nie publikuję, zajęłam się książkami, recenzjami i mnóstwem innych rzeczy, które skutecznie odciągały mnie od pisania. Jak zawsze mówię jedno, robię drugie.
      Duże odstępy to chyba z pospiechu się porobiły, bo jak usuwałam formatowanie tekstu, to się nieco zenterowało i nie poprawiłam tego – fakt. Kod na akapity mam, chyba nawet od Ciebie, wiec działa sprawnie, więc poprawię. Choć, jeśli znasz jakiś inny, to nie pogardzę nigdy nowymi kodami :D
      Planu dokładnego nie mam takiego w sensie, że wiem, co będzie scena po scenie i wgl. Mam ogólny zarys opowiadania, cele Hermiony, które będzie realizować do końca opowiadania, zarys relacji Snape x Hermiona, bo też nie chcę, aby rzucili się sobie od razu w ramiona, mam obmyśloną relację Hermiona x Draco, ogólnie na Dracona mam pewien pomysł, bo nie ukrywam, że będzie się dość często przewijał przez opowiadanie, a przynajmniej teraz częściej, niż Harry i Ron, czy Ginny. Pojawi się jeszcze jedna postać kanoniczna, która… cóż będzie miała pewne plany odnośnie Hermiony. Jak się skończy też wiem, tak mniej więcej. Ogólnie mam zarys, ale mnóstwo rzeczy, takich pomniejszych scen piszę na spontanie. Zawsze tak piszę, bo ja nie potrafię planować, co i dokładnie, bo i tak się tego nie trzymam, bo zaraz wymyślę coś innego, więc w moim przypadku nie zdaje to egzaminu. A co do akcji w Wybrańcu, tamte opowiadanie jest dość stare i wielu rzeczy nie zmieniałam z pierwowzoru i chyba dlatego akcja tak pędzi, a tutaj bardziej się nad wszystkim zastanawiam, a narracji pierwszoosobowej wciąż się uczę, bo wiem, że mistrzynią to ja tu nie jestem.
      Pytania retoryczne to w zasadzie ograniczam do minimum, aczkolwiek bardzo lubię je stosować, tak po prostu. W zasadzie trochę nie ogarniam, co do nich masz. Jeszcze rozumiałam, gdy mi polonistka w średniej kazała je ograniczać w rozprawkach, no bo wiadomo, to jakaś praca, gdzie ma określone ramy, pod maturę i wgl, ale w opowiadaniu to chyba trochę bardziej mogę sobie płynąć pod względem pisania, bo to przecież taka luźna forma. I nie zrozum mnie źle, bo ja od samego początku bardzo sobie cenię Twoje rady i wszelkie inne sugestie, tylko po prostu te wszelkie pytania u mnie idą z automatu, to chyba po prostu moja część stylu pisania, bo ja się nawet nad nimi nie zastanawiam. Piszę, co mam w głowie. 
      Draco, może i szybko się zdradził, ale to bardziej miało wyjść tak, że szuka w niej sojuszniczki i łapie się wszystkiego, co może zrobić, aby się wymigać od tej misji. W książce próbował niby zabić Dumbledore’a, nie mówię, że u mnie nie spróbuję, ale próbuje się z tego wycwanić, po za tym Draco jednak coś tam umie z tej oklumencji i wierzy, że pewne rzeczy jest jednak w stanie ukryć przed Voldemortem. Po za tym, cała ta misja go przerasta i nie do końca wie jeszcze co robić, co może prowadzić do takich właśnie nieprzemyślanych poczynań, a każdy przecież popełnia błędy. No i będzie potrzebny trochę Hermionie. Nie wiem, jak Ci to wyjaśnić, żeby zbytnio nie zaspojlerować…
      Staram się póki co, aby Hermiona była w miarę kanoniczna, co też może mi wychodzić średnio, bo ostatnio Pottera czytałam jeszcze w gimnazjum, więc cóż, ale nie mam zamiaru trzymać się kanonu do końca opowiadania. Towarzystwo, w którym się znalazła, jednak zrobi swoje i wydarzenia, które już miały miejsce i te, które będą miały miejsce.

      Usuń
    4. Cóż fakt, mogło mi to umknąć, jeśli chodzi o Snape’a. Co do przedstawionej przez Ciebie logiki Hermiony to nie tak, że nie chce, ale trzeba przecież wziąć pod uwagę fakt, że Hermiona i Malfoy byli od zawsze wrogami. Hermiona przecież nie ma pewności, czy może mu ufać, a jak nagle obmyśli wielki i genialny plan kolejnej ucieczki, a Draco to zobaczy w jej głowie? Nie ma pewności, czy nie poleci ze wszystkim do Voldemorta, według mnie to po prostu kwestia ostrożności.
      Zdaje sobie sprawę, że popełniam błędy, tak naprawdę to jest moje pierwsze porwanie się na taki parring i nie ukrywam, że wiele rzeczy mogę też spieprzyć. Nie tak, że się tłumaczę; pisze to pierwszy raz, to mogę, bo tak, tylko cóż, informuję. Nie do końca wiem, czy to nie jest w moim wypadku porwanie się z motyką na słońce. Wszystko wyjdzie w praniu.
      Co do częstotliwości rozdziałów nie jestem w stanie za wiele powiedzieć. Jak odpisałam Ci na fb w komentarzu, tak było; po opublikowaniu drugiego ten miałam prawie napisany, a potem leżał nieruszony przez długie tygodnie, choć niewiele mu brakowało do końca. Zajmuję się czym innym, a potem wychodzi, jak wychodzi. Choćby teraz; piszę ten komentarz i jednocześnie tworze swoje portfolio, także cóż… Za dużo rzeczy chcę na raz robić i mam za wiele pomysłów. Ale zaczęłam dzisiaj 4, co prawda tylko akapit, ale zawsze coś. Myślę, że pewnie ogarnę wcześniej, niż za te 3 miesiące, a przynajmniej mam taką nadzieję.
      I jak zawsze dziękuję za wszelkie rady i wytknięcia błędów :)

      Usuń
    5. Tak naprawdę nie ma różnicy między wypracowaniami na polski a opkami na bloga, nawet wydaje mi się, że to drugie — pisane przecież z własnej woli, nie pod nakazem nauczycielki — powinniśmy pisać z większym sercem. Tym bardziej, że tu sami wybieramy sobie tematy, jak napisałaś — mają luźniejszą formę i nikt nie będzie bóldupił np. o powtórzenie imienia bohatera w kilkunastozdaniowym akapicie. Do pytań retorycznych nic nie mam, jeżeli poza nimi występuje opis. Niestety u ciebie (zwłaszcza w rozmowie z Draconem) pytania retoryczne zastępują opisy, co nie powinno mieć miejsca i właśnie dlatego mam "coś" do nich. XD Nie musisz ograniczać ich do minimum, jeżeli poza nimi będziesz też wstawiać normalne opisy.

      Usuń
    6. Poniekąd tak; pisanie to pisanie, w sumie zawsze lubiłam rozprawki, zwłaszcza niezapowiedziane xDD.
      Ale dobra, już załapałam o co Ci chodzi :P

      Usuń