sobota, 8 stycznia 2022

Rozdział Osiemnasty

 Stałam przed lustrem i przyglądałam się swojemu odbiciu, które wyglądało przerażająco. Nigdy taka nie byłam i nie sądziłam, że mogłabym wyglądać w ten sposób. Od stóp, po szyję zostałam ubrana cała na czarno, ale to nie barwa była problematyczna, lecz fakt, że miałam na sobie szaty śmierciożerców. Obszerne, złowrogie, przyprawiające o ciarki ubrania, przez które od razu zwolennik Lorda Voldemorta zostawał rozpoznany, gdy nie był po cywilnemu.

Teraz jednak stałam się jedną z nich. Odkąd tylko postanowiłam, że zrobię wszystko, aby ułatwić Harry’emu uśmiercenie tego potwora, zostałam częścią tej społeczności. I to wcale nie tak, że los ze mnie zadrwił, sprawiając, że uczynił mnie córką tych szaleńców. Gdybym nie przystała dobrowolnie na tą rolę, na pewno udałoby mi się w końcu uciec i mogłabym otwarcie przeciwko nim wszystkim walczyć, tak jak czyniłam to do tej pory. Ramię w ramię z Harrym i Ronem. Jednak jak teraz będzie to wszystko wyglądało? Co prawda Czarny Pan sądził, że będę szpiegować na jego rzecz, więc nie będzie dziwne, jeśli opowiem się po stronie Harry’ego i Zakonu Feniksa, jednak czy uda mi się tak naprawdę przed mroczną stroną ukryć moje prawdziwe motywy? Kto wie, może oni już teraz mnie przejrzeli i tylko sprawdzają, do czego jestem zdolna? Prawdy się nie dowiem.

Musiałam jednak odegrać rolę idealnej i przykładnej córki Czarnego Pana, bo tego ode mnie oczekiwano. Opuściłam więc swój pokój, który w pewnym sensie był dla mnie ostoją i kojarzył się z bezpieczeństwem, co paradoksalnie brzmiało, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowałam się w siedzibie Lorda Voldemorta. Wyszłam na korytarz i podążyłam w stronę sali spotkań, którą wcześniej pokazał mi Draco. Strasznie się denerwowałam, nie wiedząc, czego mogłam się spodziewać po tym zebraniu i żałowałam, że nikogo nie zapytałam, co się na nich działo. Jakoś nie przyszło mi to do głowy, gdy Malfoy zaprezentował mi to miejsce, a i profesora Snape’a nie miałam okazji wypytać. Był jeszcze Rudolf i Narcyza; do nich również mogłabym się zwrócić, ale też nie chciałam, aby nabrali jakiś dziwnych podejrzeń. Co prawda Rudolf w stanie upojenia alkoholowego oznajmił mi, że mnie przejrzał, ale uznałam to za pijackie gadanie. Musiałam grać idealną córkę.

– Hermiona – usłyszałam nagle głos i odwróciłam się w stronę, z której dochodził. Znałam go i mimowolnie się uśmiechnęłam, jeszcze za nim zobaczyłam jego właściciela.

– Rudolf – odpowiedziałam i popatrzyłam na mężczyznę, który nosił takie same szaty, a do tego twarz miał zasłoniętą srebrną maską, której ja sama nie zakładałam. Życzeniem Lorda Voldemorta było, aby każdy jego podwładny wiedział o moim udziale w spotkaniu, a sama maska by to uniemożliwiła. Nie spodziewał się, że będę się udzielać; chociaż tyle.

– Idziesz za wcześnie – stwierdził.

– Ty też – oznajmiłam.

Zawsze trzeba czekać na wezwanie Lorda, ale bardzo często domownicy wcześniej znali datę i godzinę spotkania, a przynajmniej tyle udało mi się ustalić.

Nagle mężczyzna złapał mnie za rękę i pociągnął do najbliższego pomieszczenia. Był to jakiś zagracony pokój, w którym wcześniej nie byłam, ale nie miało to znaczenia. Rudolf zamknął drzwi i oparł mnie o nie. Zdjął swoją maskę, odrzucił gdzieś na bok, jakby nie posiadała dla niego żadnej wartości, a potem wpił się w moje wargi. Rozchyliłam usta i przylgnęłam do ciała mężczyzny i po chwili poczułam, jak kładzie dłoń na mojej talii i przyciąga mnie bliżej siebie. Nie oponowałam. Jęknęłam w jego usta i przejechałam koniuszkiem języka po wargach mężczyzny. Nie byłam biegła w sztuce całowania ani nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia, jeżeli w ogóle chodziło o mężczyzn, ale pomruk, który wydobył się z gardła Lesteange’a, sugerował, że chyba mu się podobało. W końcu oderwaliśmy się od siebie, ale nadal nie wypuścił mnie z objęć.

– Denerwujesz się, prawda? – zapytał i wyglądał na zmartwionego.

– Niby czym? Idę tylko na zebranie sług mojego ojca, co w tym może być dla mnie denerwującego? – zaprzeczyłam. Był mi bliski i nie chciałam go okłamywać, ale nie mogłam mu zaufać w kwestii tego, po której stronie byłam naprawdę.

– Kłamiesz, Hermiono. Wiem, jaka jest prawda – stwierdził, świdrując mnie wzrokiem. Byłam bliska tego, aby przerwać to spojrzenie, ale dzielnie je zniosłam.

– Coś ci się wydaje – próbowałam dalej grać.

Ujął moją twarz w dłonie i patrzył przenikliwie.

– Zaufaj mi Hermiono, wiesz, że możesz – wyszeptał, gładząc palcami moje policzki. – Chcę cię wspierać we wszystkim, co robisz. Wszystkim, rozumiesz?

– Ufam ci – odparłam, ale chyba mi nie uwierzył, tylko odsunął się i pokręcił głową. Widziałam, że chciał coś jeszcze dodać, ale wtedy się skrzywił i domyśliłam się, zapiekł go Mroczny Znak.

Mój wisiorek, który dostałam od Czarnego Pana, zrobił się nagle jakby cięższy, oraz pulsował. Czułam jego ciepło i nie miało to nic wspólnego ze stojącym przede mną mężczyzną. Cieszyłam się, że ta rozmowa została przerwana, choć fakt, że już zaraz miałam znaleźć się na zebraniu śmierciożerców, nie napawał mnie optymizmem.

– Już czas – powiedział spokojnie.

– Idź pierwszy, ja wyjdę, gdy będę pewna, że nikt nas nie zauważy razem – zdecydowałam.

– Może lepiej, jeśli ty pój…

– Mi nic nie zrobi, jeśli się spóźnię – zbiłam jednym celnym argumentem jego próbę bycia dżentelmenem. Przytaknął, podniósł maskę z ziemi, nim jednak ją założył, podszedł bliżej i skradł ostatniego całusa, a potem opuścił pomieszczenie.

Zostałam sama. Policzyłam w myślach do stu, a potem pchnęłam drzwi i wyszłam na korytarz, uprzednio się rozglądając. Podążyłam do Sali Zebrań cała w nerwach. Nie miałam pojęcia czego się spodziewać, a zawsze bałam się tego, co jest nieznane.

Stanęłam przed drzwiami i przez chwilę się zatrzymałam przed nimi. Wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić, nie mogłam okazać zdenerwowania, ani tego, że ta sytuacja mnie przerasta. Inni śmierciożercy musieli widzieć we mnie silną dziewczynę, której także mają służyć. Nie mogę pokazać im słabości, bo to zniszczy mój wizerunek, a na to nie mogłam pozwolić.

Usłyszałam za sobą kroki, więc bez wahania pchnęłam wrota i weszłam do środka. Jeszcze nie daj Merlinie, jakiś śmierciożerca uzna, że się waham przed przyjściem na zebranie! W środku zobaczyłam ogromny stół, na szczycie, którego zasiadał Lord Voldemort. Po prawej stronie znajdowała się Bellatriks Lestrange, za nią Rudolf, oraz Narcyza i Draco. Miejsce po lewej stronie Czarnego Pana było puste, a dalej siedział Severus Snape. Ktoś siedział na końcu, ale nie potrafiłam skojarzyć twarzy. Na zebraniu maski leżały na stole, nie zakrywano twarzy. Kilku śmierciożerców stało też pod ścianą; to był zewnętrzny krąg.

Nagle do Sali weszła kolejna osoba, która mnie po prostu minęła szybkim krokiem; Delphini i usiadła po lewej stronie Lorda Voldemorta.

– Severusie, przesuń się o jedno krzesło – rozkazał Lord, a mężczyzna skłonił głowę i wykonał rozkaz. Lord patrzył prosto na mnie i wiedziałam, czego oczekiwał, więc ruszyłam w tamtą stronę i usadowiłam się pomiędzy moją siostrą, a profesorem Snape’em.

Kilka minut minęło, zanim Sala Zebrań zapełniła się śmierciożercami, którzy odpowiedzieli na wezwanie. Patrzyłam po ich twarzach i próbowałam przypasować do nazwisk. Niektórych znałam z Proroka, o innych mówił mi Draco, a kilku z nich pamiętałam z balu.

– Snape, to moje miejsce – za nauczycielem stanął śmierciożerca, którego poznałam na balu, a raczej, który usilnie chciał mnie poznać; Smitch.

– Nasz pan kazał mi je zająć – odparł krótko mężczyzna. Odwróciłam lekko głowę i kątem oka zobaczyłam, że ś spojrzał na Lorda, który także przeniósł swoją uwagę na niego.

– Stań w Zewnętrznym Kręgu, Smitch. To kara za twoje niepowodzenia – oznajmił krótko Voldemort. Mężczyzna wydawał się zły, ale nie śmiał zakwestionować polecenia i po prostu się wycofał. Czyli ten człowiek przez to, że musiało być dla mnie miejsce w Wewnętrznym Kręgu, stracił swoje. Nie mogli po prostu dostawić krzesła? Chyba że Lord już dawno planował go zdegradować.

– Delphini, jakieś wieści?

– Nie, ojcze. Szukam kolejnej ofiary, a Ministerstwo dalej nie podejrzewa, że morderstwa mogą mieć coś wspólnego z nami. Pojawiło się jednak kilka osób zafascynowanych zbrodniami Wróżebnika i myślę, że mogłabym je zwerbować – powiedziała.

– Severusie? Dumbledore nadal szuka Hermiony?

– Wie, że jest w twojej siedzibie i wie także, że nie mogę jej zdradzić. Czego oczywiście bym nigdy nie zrobił.

– Oczywiście, niech kombinuje dalej – zaśmiał się mężczyzna. – Greyback! Ilu masz nowych wilkołaków?

– Ponad stu dwudziestu, mój panie. Większość to mugole, szkolimy ich i nastawiamy przeciwko wrogom.

– Doskonale, działajcie dalej – powiedział.

– Co w ministerstwie?

– Większość jest po naszej stronie. Członkowie Zakonu Feniksa przestali przychodzić do pracy; między innymi Weasley, czy Tonks. Prawdopodobnie mają innych szpiegów, ale się ukrywają – powiedział śmierciożerca, którego nie rozpoznawałam.

– Jeszcze jakieś wieści? – zapytał Voldemort, jednak nikt się nie odezwał.

– Hermiono, mam nadzieję, że już masz plan, na wykonanie swojej misji – powiedział po chwili. Wyprostowałam się i spojrzałam pewnie prosto w oczy Lorda Voldemorta.

– Oczywiście, ojcze. Nie zamierzam jednak jak na razie zdradzać szczegółów, będziesz miał niespodziankę – odpowiedziałam pewnie.

– Nie mogę się doczekać – oznajmił.

Oczywiście, że nie mogłam przyznać się przed Voldemrotem, ani przed całą rzeszą śmierciożerców, że nie mam jeszcze żadnego pomysłu. Musiałam być potężną i stać się kimś, kogo będą poważać. Za żadne skarby świata nie miałam prawa okazać żadnej słabości, dlatego nawet nie drgnęłam, kiedy kilkanaście minut później, Czarny Pan rozkazał Nagini pożreć żywcem jakiegoś śmierciożercę, którego oskarżono o zdradę. Starałam się nie patrzeć, ale wiedziałam, że ten widok i tak będzie mnie prześladował w koszmarach.

Kiedy tylko zebranie zakończyło się, natychmiast wyszłam z sali z zamiarem udania się do swojego pokoju, abym nie musiała z kimkolwiek rozmawiać. Zanim to jednak nastąpiło, na korytarzu zatrzymał mnie głos jednego ze śmierciożerców, którego natychmiast rozpoznałam, kiedy tylko obrzuciłam go wzrokiem.

– Hermiona! – patrzyłam na mężczyznę i przypomniało mi się to wszystko, co mówili na jego temat Snape oraz Rudolf. Byli przekonani, że mi również będzie próbował się przypodobać. – Możemy porozmawiać, pani? – zapytał.

Zauważyłam, że część ze śmierciożerców, którzy wychodzili z Sali Zebrań, zatrzymała się i obserwowała zaistniałą sytuację, a ja zorientowałam się, że los właśnie poddaje mnie próbie. Podeszłam bliżej i popatrzyłam hardo na mężczyznę.

– Smith – powiedziałam i zmrużyłam groźnie oczy.

– Rad jestem, że mnie zapamiętałaś, panienko – powiedział ucieszony.

– Nie trudno jest zapamiętać kogoś, kto został dzisiaj zdegradowany – odparłam i usłyszałam ciche śmiechy. – Jakim prawem mnie zaczepiasz?

– Panienko, ja tylko…

Podeszłam bliżej i podstawiłam mu różdżkę do gardła.

– Nie zamierzam tolerować bezczelności, więc niech to będzie pierwszy i ostatni raz – rzekłam chłodno. – To tyczy się wszystkich – powiedziałam głośniej i rozejrzałam się po śmierciożercach, którzy postanowili przyglądać się sytuacji.

– Ale ja…

– Milcz, Smith – warknęłam. – Gdybym miała ochotę na rozmowę z tobą, na pewno byś o tym wiedział, a teraz wynoś się – oznajmiłam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zabrałam różdżkę i odsunęłam się, mierząc go chłodnym spojrzeniem. Śmierciożerca popatrzył na mnie i przez moment wyglądał, jakby naprawdę miał zamiar coś jeszcze powiedzieć, a potem rozejrzał się po obecnych.

– Jak sobie życzysz, pani – odparł, a potem opuścił dwór.

– A wy, na co patrzycie? Czarny Pan powiedział, że możecie odejść – oznajmiłam, a potem podążyłam do swojego pokoju, tak jak to miałam w planach.

Co prawda zastanawiałam się przez chwilę, czego mógł chcieć Smith, ale musiałam im wszystkim pokazać, że jestem ponad nimi. Czy mi się udało? Miałam nadzieję, że tak. Jednak biorąc pod uwagę to, co mówił Rudolf oraz profesor Snape i fakt, że chce się przypodobać, to na pewno niczego nie straciłam na tym, że zignorowałam jego prośbę o rozmowę.

Do pokoju dotarłam bardzo szybko i od razu ściągnęłam z siebie szaty śmierciożercy. Nie chciałam ich mieć na sobie dłużej niż to konieczne. Wiedziałam, że to tylko ubrania, zwykły, czarny materiał, ale jednak budził we mnie przerażenie i obrzydzenie.

Jakiś czas później usłyszałam pukanie do drzwi, a gdy pozwoliłam na wejście, to do środka wszedł Draco. Uśmiechnęłam się na jego widok, bo w zasadzie ostatnio mniej z nim rozmawiałam. Nie było już potrzeby, abyśmy codziennie ćwiczyli oklumencję, bo radziłam sobie całkiem nieźle, więc mniej się widywaliśmy. Dużo czasu spędzałam z Rudolfem, nie tylko na lekcjach, oraz z profesorem Snape’m.

– Dałaś niezły popis, Hermiono – powiedział Draco i ulokował się obok mnie na łóżku. Usiadł po turecku, podpierając się jedną ręką o mebel, a ja odłożyłam książkę na bok, gdy chłopak przyszedł.

– Nie przesadziłam, prawda?

– Czarny Pan wyglądał też na zadowolonego, wszystko widział i słyszał przez otwarte drzwi.

– Zapomniałam, że może to obserwować – mruknęłam zgodnie z prawdą, ale skoro był zadowolony, to dobrze się stało.

– O jakiej misji mówił Czarny Pan? – zainteresował się Malfoy, a ja od razu zrozumiałam, co go tutaj przygnało. Nie mówiłam o tym nikomu, oprócz profesora Snape’a.

– Voldemort chce dowodu na to, że go nie zdradzę.

Westchnęłam cicho i opowiedziałam mu o wszystkim, co wymyślił Voldemort. Malfoy jakby analizował przez chwilę usłyszane przeze mnie słowa, dopiero potem się odezwał.

– Jaki masz plan?

– Nieistniejący – odparłam i wzruszyłam ramionami. – Nie mam pojęcia, co robić. Znaczy wiem, że muszę kogoś zabić, ale nie wiem kogo i to jest najgorsze.

– To musi być ktoś, kogo śmierć nie zrani aż tak bardzo Pottera, a jednocześnie będzie wydawało się, że go bardzo dotknęło. I nie możesz za bardzo zaszkodzić Zakonowi – dodał.

– Draco, wiem o tym, ale jeszcze nic nie wymyśliłam. Jak na razie rozmawiałam tylko ze Snape’em, miałam nadzieję, że Dumbledore coś wymyśli, ale profesor nie chciał, aby się dowiedział.

– Nie znam za bardzo członków Zakonu ani ludzi z otoczenia Pottera, powinnaś się dobrze zastanowić.

Miał rację, nie znał ich tak dobrze, jak ja.

– A jak twoje zadanie?

– Jak wrócę do szkoły, to razem z Dumbledorem wymyślimy plan, który będzie wiarygodny dla Czarnego Pana, a jednocześnie bezpieczny dla niego. Na razie czekam – wyjaśnił.

– Myślę, że Dumbledore na pewno ma już jakiś pomysł – stwierdziłam. Przecież to niemożliwe, aby ten potężny czarodziej, nie miał planu na jakąś sytuację, o której już wiedział. Pewnie wywinie się śmierci w ostatniej chwili, czy coś takiego, aby Draco nie został zabity za niepowodzenie. Jak mogłoby być inaczej?

– Również sądzę, że coś wymyślił, ale nie zna jeszcze wszystkich szczegółów. Nie mogę znikać z domu na długo, żeby nikt się nie zorientował, a Snape nie zawsze może wszystko przekazać – powiedział Malfoy. – Gdy wrócimy do szkoły, wszystko będzie łatwiejsze.

– Mam nadzieję, że uda mi się wrócić – mruknęłam. Wierzyłam Czarnemu Panu w to, że jeśli nie wykonam zadania, które mi powierzył, to nie puści mnie do szkoły. Z drugiej strony wcale mu się nie dziwiłam; jeżeli tego nie zrobię i odda mnie w ręce Dumbledore’a, to tak, jakby sam wypuścił mnie z rąk, a jeśli wykonam rozkaz, to znak dla niego, że może mi zaufać bez obawy, że go zdradzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz